„Próba sił” – recenzja

Recenzja książki „Próba sił”.
Walka Boga z Szatanem? Życia ze Śmiercią? Dobra ze Złem? Sięgnij po „Próbę sił” i rozkoszuj się ogromnym polem do interpretacji.

Większość recenzji zaczynam od neutralnego lub intrygującego wstępu. Stawiam pytania, na które odpowiadam w kolejnych akapitach. Czasem przytaczam fragmenty zapowiedzi znajdującej się na okładce, by później potwierdzić ich adekwatność lub zaprzeczyć. Ale nie tym razem. „Próba sił” to książka na tyle wyjątkowa, że zdecydowałam się zacząć od pochwały. Za ogromny walor bowiem uważam pozostawienie pola do interpretacji czytelnikowi i stworzenie zakończenia niby zamkniętego, ale jednak w pewien sposób otwartego. To właśnie funduje nam T.S. Tomson, czyli polski (!) autor omówionego dziś horroru.

Tylko czy aby na pewno warto nazywać „Próbę sił” horrorem? Przypisywanie książek do jednego gatunku szufladkuje je i ogranicza. Kiedy słyszymy „horror”, do głowy przychodzą nam potwory, duchy i inne straszydła. Tak jest chociażby u Stephena Kinga, za którym sama nie przepadam, a którego ceni – jak wynika z krótkiej noty na okładce – Tomson. Moim zdaniem „Próba sił” jest lepsza od twórczości Kinga. Budzi grozę, niemniej ma na celu nie tylko wywołanie gęsiej skórki u czytelnika. Postawiono w niej ważne życiowe pytania dotyczące wyboru dobra lub zła. Prowokuje do określenia, kiedy trzeba postawić na siebie, kiedy zaś warto poświęcić się za innych.

„Próba sił” ma wielu bohaterów. Pierwszoplanowych jest aż ośmiu, włączając w to dziewczynkę, która w ostatecznej rozgrywce bierze udział bierny. W toku powieści stają przed licznymi dylematami i podejmują decyzje, które prowadzą ich ku… przeznaczeniu? Chyba tak to można określić. Oczywiście cała akcja dzieje się w atmosferze grozy. Bohaterowie mają kontakt ze zjawiskami nadprzyrodzonymi i poznają siły, które popychają ich głębiej w labirynt.

Bardzo podoba mi się religijne tło w debiutanckiej powieści Tomsona. Nierzadko narzekam, że kiedy w książkach pojawia się religia, autor delikatnie – a czasem nachalnie – sugeruje, po której stronie powinnyśmy się opowiedzieć. Tu niby mamy dualizm Bóg-Szatan, lecz ostatecznie to nie przed nimi, a przed Śmiercią – Losem? Przeznaczeniem? Przypadkiem? – przychodzi nam stanąć. Tak oto dochodzimy do kolejnego aspektu, który uważam za ogromny atut „Próby sił”, mianowicie nie sposób przewidzieć, co się wydarzy.

Nie skłamię, pisząc, że na żadnym etapie książki nie miałam pewności, co się wydarzy. Jeśli mieliście okazję oglądać film interaktywny albo graliście w grę komputerową ze scenariuszem opartym na wyborach podejmowanych przez postacie, zrozumiecie, co mam na myśli. Bohaterowie mogli postąpić: A) tak, B) inaczej, ja zaś nie miałam pojęcia, co wybiorą.

Im bliżej mi było do zakończenia książki, tym bardziej się bałam, że Tomson zniszczył dotychczasową wolność interpretacji gotowym rozwiązaniem. Na szczęście okazało się, że utrzymał aurę tajemniczości do ostatniej kropki, a „Próba sił” zakończyła się w najlepszy możliwy sposób. Wielkie brawa na autora. Z przyjemnością sięgnę po jego kolejne powieści.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

T.S. Tomson, „Próba sił”, Gdynia, Novae Res, 2019




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat