„Stówa do morza” – recenzja

Recenzja książki „Stówa do morza”.
Spragnieni opowieści o słonecznym morzu, gdy za oknami wciąż jeszcze zimowy chłód? (No… prawie o morzu).

Koniecznie sięgnijcie po zbiór opowieści „Stówa do morza”, w którym nic nie dzieje się przypadkiem.

Świeża na rynku książka „Stówa do morza” Jacka Reisigera to gratka dla mieszkańców Szczecina, w szczególności lokalnych patriotów. W ciepły, zabawny i ujmujący sposób przestawia losy polskiego – lecz niegdyś niemieckiego, o czym nie wspominam bez powodu! – miasta, które leży w cieniu innych, nieco bardziej rozbudowanych i popularnych ośrodków nadmorskich. A może raczej „nadmorskich”? Oto bowiem kolejny kompleks Szczecina – niby leży nad morzem, ale przecież spragnionych kąpieli w Bałtyku Polaków od wyczekiwanej plaży dzieli aż 100 km! Jak poradzić sobie z ową niedogodnością? Zupełnie tak, jak zrobił to Reisiger: dowcipem i śmiechem.

„Stówa do morza” została nazwana „zbiorem opowieści”. To dobre określenie, ponieważ nie jest gatunkowo wiążące. „Zbiór opowiadań” kojarzy się raczej z historiami jasno wydzielonymi i odrębnymi, „powieść” zaś to dzieło spójne i prowadzące ku jakiemuś zakończeniu (nawet jeśli otwartemu). U Reisigera mamy do czynienia z poprzeplatanymi historiami, które początkowo mają ze sobą wspólnego dokładnie tyle, iż dzieją się w Szczecinie. Z biegiem historii - rozdziałów zauważamy jednak, że działania bohaterów mają na siebie wpływ. Odkrywamy też początkową niespójność czasową, co mnie akurat zirytowało, ale tylko odrobinę. Podczas gdy większość historii płynie jednostajnym tempem, w jednej nagle i bez ostrzeżenia trafiamy na kilkuletni przeskok.

Każda z opowieści jest lekka, zabawna i typowo wakacyjna. Aż szkoda, że „Stówa do morza” nie wyszła o pół roku wcześniej lub później. Książka ma pewne wady, na szczęście drobne. Mnie na przykład uwierają dowcipy, które próbują być na siłę młodzieżowe. Mimo iż od dawna nie zaliczam się do młodzieży, wciąż wyczuwam w nich „zapach żartu, który bawi tylko starych ludzi”. Żeby nie zostawić Was bez przykładu, oto cytat:

„Ona ma pewnie Internet! Słyszał, jak żaliła się kiedyś listonoszowi, że jej wnuczek nic nie robi, tylko jakieś okropieństwa w Internecie wyrabia. Że jakiegoś »pejsa« ma, czy tam na jakiegoś »grama« coś wrzuca” – hahaha… nie. Oczywiście każdy ma inny gust, ale ja odbieram tego typu żarty jako coś, co do młodzieży nie trafi, a przecież książka jest młodzieżowa. Ponadto słowo „internet” zapisuje się z małej litery, o czym autor najwyraźniej nie wiedział i pozwolił Wordowi poprawić formę na w rzeczywistości błędną.

Mimo drobnego zastrzeżenia bardzo się cieszę, że przeczytałam „Stówę do morza” i zdecydowanie polecam ją wszystkim miłośnikom lekkiej literatury wakacyjnej.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Jacek Reisiger, Stówa do morza, Gdynia, Novae Res, 2019




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat