„Syn człowieczy” – recenzja

Recenzja książki „Syn człowieczy”.
Opowieść o Jezusie z Nazaretu – człowieku z krwi i kości, wyjątkowym w swych czasach. Fikcyjna historia oparta na wątłym, wybrakowanym ruszcie historii. Czy właśnie taki był Jezus?

W historii o Jezusie z Nazaretu nie ma niczego pewnego. Jak tłumaczy sam autor nowej książki „Syn człowieczy” – Emil Ludwig – udokumentowanych faktów jest niewiele. Mamy do dyspozycji głównie księgi biblijne, w wielu elementach sprzeczne. Za punkty pewne można uznać chrzest (początek) i proces (koniec). Reszta jest jednocześnie milczeniem i kakofonią głosów milionów osób, które mają odmienne pomysły na przedstawienie życia tej wyjątkowej postaci historycznej. Ludwig nie twierdzi, że jego pomysł jest lepszy czy właściwy. Zamiast tego dokłada się do międzynarodowego i międzypokoleniowego dialogu, spokojnie i niemal poetycko mówiąc: A może było to tak…

„Syn człowieczy” jest utworem epickim pisanym prozą, wszelako mającym aurę poetycką. Mało tego, chociaż nie ma w nim podziału na role ani krótkich wtrąceń o zmianie scenografii, od pierwszej do ostatniej kartki miałam wrażenie, że oglądam dramat rozgrywający się na scenie teatralnej. Początkowo utrudniało mi to czytanie, zwłaszcza wstępu, w którym autor niespiesznie wprowadza czytelnika w historię. Dopiero kiedy na scenie pojawił się właściwy bohater – Jezus – akcja zaczęła toczyć się żwawiej i zrobiło się ciekawie.

Nigdy nie interesowałam się postacią Jezusa, zwłaszcza że jestem osobą niewierzącą. Byłam jednak ciekawa, w jaki sposób można sportretować go w oderwaniu od boskości – taki bowiem był zamysł autora. I udało mu się, wszak na dobrą sprawę możemy uznać, że każdy kontakt Jezusa z Bogiem stanowił wytwór jego wyobraźni. Ludwig opisuje relacje z bytami boskimi jednostronnie. Jeśli przemawia Bóg, robi to poprzez znaki bądź głos w głowie – możemy je uznać za wymysł bohatera. Jeżeli pojawia się Szatan, chowa się za chorobą ludzi, których spotyka Jezus – tutaj także możemy założyć, że choroba była wyłącznie chorobą. Doceniam tę subtelną gę symboli, zdarzeń, niedopowiedzeń. Mimo iż „Syn człowieczy” jest skończoną historią, pozostawia milion pól interpretacji samemu czytelnikowi.

Książkę czyta się bardzo szybko i – jeśli lubi się dramat (mam na myśli gatunek literacki) – przyjemnie. Interesujące wydają mi się zwłaszcza momenty przemiany Jezusa wynikające z tego, co się dzieje z Janem Chrzcicielem. Różne wydarzenia, np. pojawienie się mężczyzny, a następnie uwięzienie czy śmierć, Jezus bierze za znaki i modyfikuje swój sposób postępowania. W moich oczach z łagodnego i sympatycznego chłopaka przeobraził się w wymagającego, niesprawiedliwego, opryskliwego i nieznośnego człowieka z manią wielkości. To wszystko tylko podkreślało jego przyziemny, ludzki wymiar.

Czy zatem „Syn człowieczy” jest książką wyłącznie dla osób, które wierzą w boskość Jezusa? Bynajmniej. Według mnie jest to pozycja dla osób o otwartych umysłach, które nie oburzają się z byle powodu. (Wyobrażam sobie zagorzałych katolików, który wzdychają i prychają, czytając, że Jezus nie był zbyt sympatyczny). Jestem bardzo ciekawa waszych opinii.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

E. Ludwig, „Syn człowieczy”, Wydawnictwo MG, Warszawa, 2021.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat