„Umierające światy” – recenzja

Recenzja książki „Umierające światy”.
Światy umierają powoli i po cichu.

Nowa na rynku książka Michała Gosa-Kowalskiego pt. „Umierające światy” to nie powieść, jak mogłoby się zdawać po okładce czy grubości, ale zbiór opowiadań. Cztery z nich są krótkie, piąte – „Nadzieja” – dosyć długie, bo z całych 440 stron zajmuje niemal 230. Podział ów sprawia, że lekturę można rozłożyć na kilka coraz zimniejszych i pod względem atmosfery iście jesiennych wieczorów, podczas których idealnym towarzystwem okażą się kubek kawy lub czekolady i koc.

Zresztą po napojowo-kocowy zestaw warto sięgnąć nie tylko ze względu na temperaturę za oknem. Same opowiadania z gatunku fantasy również wprowadzają „jesienny niepokój”, który odpowiada przedstawionym w każdym z nich mniejszym lub większym końcom świata. Piszę „mniejszym”, ponieważ owe końce świata wcale nie są ostateczne. Jak się okazuje, można je przeżyć. Można skryć się pod wodą, zmutować lub powierzyć los elektronice. Co prawda Gos-Kowalski zawsze podkreśla, że nie wiadomo, co będzie później i czy bohaterowie przeżyją – a jeśli tak, to jak długo – lecz nie odbiera czytelnikowi nadziei.

Opowiadania „Umierających światów” są lekkie, przyjemne i nieskomplikowane. Najbardziej odpowiednie słowo, jakie mi się nasuwa, to „łagodność”. Akcja nie budzi ekscytacji, nie podnosi ciśnienia, ani też nie ekscytuje. Tempo jest bardzo wyrównane, opowieść zaś po prostu opowieścią. Historią snutą przez kogoś, kto za chwile umrze i jest z tym całkowicie pogodzony. Nawet jeśli autor nie oddaje głosu bohaterom i pisze w 3 os. l. poj., i tak udaje mu się zbudować atmosferę uległej rezygnacji. Ktoś tam się jeszcze szamocze i walczy, ale czytelnik nie trzyma za niego kciuków. Nie widzi w tym sensu. Może się tylko przyglądać, popijając swoją kawę czy czekoladę.

Mojej lekturze towarzyszył delikatny smutek dostosowany do jesiennej pogody i ponurej aury. I bardzo dobrze. Opowiadania mi się podobały, podobnie jak prosty język autora. Nie ustrzegł się on drobnych błędów, to jednak uwaga przede wszystkim do korektora. A nawet kilku, bo aby poprawić „Umierające światy”, potrzeba było aż trzech osób, co koniec końców i tak nie wyszło idealnie. Bywa. Już się przyzwyczaiłam do literackiego niechlujstwa oraz mniejszych i większych zaniedbań we współczesnych czasach. Całe szczęście, że tu trafiamy na te mniejsze.

Jedynym rozczarowującym elementem opowieści są zakończenia. Przez to, że każda historia jest spokojna i wyciszona, wydały mi się urwane w kiepskim momencie. Z przyjemnością widziałabym kilka dodatkowych akapitów, które otworzyłyby nowy wątek, nawet gdyby nie miał zostać dopowiedziany. Tymczasem opowiadania się kończą i autor jawnie pisze, że nie wiadomo, co się stało/stanie później. Być może łatwiej byłoby mi obok tego przejść, gdybym sama musiała się domyślić, że przyszłość jest niewiadomą. Nie potrzebuję do tego odautorskiego komentarza.

Pomimo drobnej wady, która zapewne i tak dla szeregu osób okaże się zaletą, książkę z czystym sumieniem polecam. Z przyjemnością odstawiam ją na półkę, by za parę lat wrócić i sprawdzić, czy tym razem formę zakończeń odbiorę inaczej.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Michał Gos-Kowalski, Umierające światy, Gdynia, Novae Res, 2017




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat