„Zdarzenia z morza wzięte. Tam, gdzie kres” – recenzja

Recenzja książki „Zdarzenia z morza wzięte. Tam, gdzie kres”.
Trafiłaś kiedyś na powieść lub zbiór opowiadań, które pachną morzem? Książkę, w której kartki szeleszczą niczym fale? Historię, która sprawia, że czujesz zapach ryb i dotyk szorstkiej liny w dłoniach?

Nigdy dotąd nie miałam okazji czytać literatury marynistycznej. Ba! nie znałam nawet tego określenia. Sądziłam, że książka o morzu to książka o morzu, i tyle. Pewnie częściowo miałam rację. Jeśli ktoś napisze zwykłą opowieść o nadmorskiej przygodzie – nawet taką, w której występują marynarze – trudno będzie traktować ją jako idealną przedstawicielkę marynistycznego podgatunku. Jednak „Zdarzenia z morza wzięte. Tam, gdzie kres” Lesława Furmagi to coś zupełnie innego. Coś, czego się nie spodziewałam.

Zacznijmy jednak od początku. Lesław Furmaga to doświadczony polski pisarz, urodzony jeszcze w pierwszej połowie XX wieku – w 1933 roku. Prócz pisarstwa w życiu zajmował się pedagogiką (wykładał na Akademii Morskiej w Gdyni), rybactwem oraz żeglugą. Nic dziwnego, że to właśnie ta pasja dochodzi do głosu w jego książkach. Autor ma na koncie zarówno powieści, jak i zbiory opowiadań – nowo wydane „Zdarzenia…” należy do tych drugich. Niektóre dzieła kieruje do młodzieży, inne pozostawia bez dedykacji wiekowej. Sięgać po nie mogą wszyscy czytelnicy kochający morze.

Nie napiszę, że książka trafiła na listę moich ulubieńców, ani że nie mogę się doczekać, by do niej wrócić. Wręcz przeciwnie, lektura utwierdziła mnie w przekonaniu, iż moje serce należy do horroru i thrillera. A jednak nie żałuję ani minuty poświęconej „Zdarzeniom…”. Jako debiutująca czytelniczka literatury marynistycznej jestem pod wrażeniem stylu Furmagi. Bardzo, naprawdę bardzo rzadko trafiam na opowieści, dzięki którym przenoszę się w głąb historii tak intensywnie, że niemal fizycznie czuję warunki, w jakich znajdują się bohaterowie. Tu miałam skórkę spierzchniętą od słonej wody, moimi włosami targał wiatr, a dłonie paliły mnie od trzymana wymykającej się podczas sztormu liny. Słyszałam dźwięk wody roztrzaskującej się o skały i krzyk mew. Czytając opowiadania, uczestniczyłam w każdym z nich.

Furmaga napisał „Zdarzenia…” bardzo prostym językiem, skierowanym do przeciętnego czytelnika. W opowiadaniach pojawiają się co prawda specjalistyczne słowa czy nazwy statków, ale wszystkie zostały obudowane tekstem w taki sposób, że rozumie się je, jakby stanowiły elementy codziennego słownika. Sądzę, że lekkość pióra i plastyczność języka tego typu to ogromna umiejętność – Furmaga ją ma.

Nie wiem, czy sięgnę po inną książkę z marynistycznego gatunku. Jak wspomniałam, jestem fanką przede wszystkim thrillerów i horrorów. Poznawanie nowości i poszerzane horyzontów (nomen omen) uważam jednak za swój obowiązek – jako miłośniczki literatury wszelakiej. Bardzo się cieszę, że na mojej drodze stanął Lesław Furmaga i Tobie życzę tego samego.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Lesław Furmaga, Zdarzenia w morza wzięte. Tam, gdzie kres, Gdynia, Novae Res, 2018




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat