„Zniknięcie” – recenzja

Recenzja książki „Zniknięcie”.
Podszyta grozą powieść, w której im więcej wiesz, tym wiesz mniej.

Caroline Eriksson to pisarka i psycholożka społeczna, żywo zainteresowana poruszaniem trudnych tematów oraz rozważaniem problemów społecznych. W dwóch pierwszych książkach fabuły oparła na mających miejsce w rzeczywistości morderstwach, w najnowszej zaś – „Zniknięciu” – skupiła się na psychice kobiety, która próbuje uporać się z przeszłością, jednocześnie stawiając czoła trudnej i pełnej zawiłości teraźniejszości.

Do sięgnięcia po powieść zachęciły pozytywne recenzje poprzednich, nieprzetłumaczonych na język polski książek Eriksson, a także dobre opinie dotyczące klimatu „Zniknięcia”. Nawet na okładce pojawiła się wypowiedź koleżanki po fachu, Marty Guzowskiej, brzmiąca następująco: „Na początku miałam ochotę krzyknąć: uciekaj! A potem sama chciałam uciekać. Mocne!”. To musiało coś znaczyć. Prawda...?

Otóż niekoniecznie. Niemal każda książka zostaje opatrzona dobrymi komentarzami, nawet jeśli jej treść jest – delikatnie mówiąc – poniżej oczekiwań przeciętnego czytelnika. Jednym naprawdę się podoba, wszak „każda potwora znajdzie swojego amatora”, inni zaś cieszą się z możliwości zobaczenia własnego nazwiska na okładce. Szkoda tylko, że w tym przypadku zawodzi autorytet – inna pisarka.

Zniknięcie” rozczarowało mnie niemal od pierwszej strony. A może dosłownie od pierwszej? Nie wiem, czy to kwestia stylu Eriksson, braku pomysłu na fabułę czy celowego, ale nieudanego zabiegu podtrzymywania napięcia, ale książka rozwlekła się jak włóczka dorwana przez pozostawionego w samotności kota. Irytowała mnie, nudziła i męczyła. W połowie zmieniła „ciężar”, by na koniec okazać się jeszcze gorsza, niż przez pierwsze zmarnowane godziny lektury sądziłam.

Nie wiem także, czy „Zniknięcie” to thriller, czy dramat. Może oba naraz, co i tak nie ma kluczowego znaczenia dla odbioru książki. Moim zdaniem jest tragiczna, bo opowiada mdłą i rozciągniętą historię irytującej bohaterki. Z całą pewnością dałoby się ją zamknąć w trzech rozdziałach, co zaoszczędziłoby nieszczęsnym odbiorcom bólu. Tymczasem przez pół książki bohaterka biega w tę i z powrotem, myśląc cały czas o tym samym, ale ubierając to w inne słowa i okraszając niedopowiedzeniami. Czysta sofistyka.

Bardzo, bardzo, bardzo nie polecam tej książki!

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Caroline Eriksson, Zniknięcie, Warszawa, Marginesy, 2017




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat