Uwielbiam dobre powieści sci-fi, z uwagi na co jesienią tego roku moją uwagę przykuła nowa, druga już książka Izabeli Zawis pt. „Nowy gatunek”. Liczyłam na opowieść pełną grozy osadzoną w niemalże postapokaliptycznym świecie. Spójrzcie tylko na początkowe zdania opisu: „Świat opustoszał z dnia na dzień. Jakiekolwiek oznaki ludzkiego życia nagle zanikły. Zwłoki płyną z nurtem rzeki”. Czyż to nie wstęp do intrygującej historii pełnej tajemnic skrywanych przez „miejscowe laboratorium”, wymienione w dalszej części opisu?
Niestety moja nadzieja względem porządnego sci-fi dla dorosłych umarła już w pierwszym rozdziale. Przede wszystkim ze względu na głównych bohaterów i ich charakterystykę, ale również z uwagi na język, jakiego używa Zawis. Autorka niewątpliwie ma lekkie pióro, a pisanie nie sprawia jej trudu, niemniej sposób pisania jest „skierowany wyłącznie do młodego czytelnika”. Innymi słowy: opowiadana historia jest naiwna zarówno z uwagi na tematykę, jak i język. Jeśli mieliście (nie)przyjemność czytać „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, jestem przekonana, że w „Nowym gatunku” odnajdziecie ten sam rodzaj narracji.
Ale, ale! Powieść autorstwa E.L. James przywołałam nie tylko z uwagi na naiwną narrację. „Nowy gatunek” przywiódł mi na myśl ów tragiczny erotyk również pod względem fabuły. Mamy bowiem dwójkę głównych bohaterów – Amy i Alexa – którzy czują do siebie zwierzęcy wręcz pociąg i jak tylko mogą, ganiają się, tarzają i uprawiają seks. I to właśnie podczas czytania erotycznych fragmentów powieści miałam największy problem z „Nowym gatunkiem”. Gdyby nie one, zapewne uznałabym, że powieść Zawis jest w porządku, tylko trafiła do niewłaściwej, za starej osoby (mam 28 lat). Czy jednak mogę zakwalifikować jako młodzieżową książkę, w której co kilka kartek pojawia się wątek erotyczny?
„Pięćdziesiąt twarzy Greya” to nie jedyna powieść, którą przypomina mi „Nowy gatunek”. Drugim skojarzeniem jest „Zmierzch”, a w zasadzie cała saga. Pozwolę sobie zdradzić kawałek fabuły powieści Zawis, jako że i tak mam nadzieję, że zaoszczędzicie cenny czas i wybierzecie inną książkę. Otóż – uwaga, uwaga – okazuje się, że Amy i Alex mają w sobie pierwiastki samicy i samca alfa, dzięki którym po wstrzyknięciu wilczego DNA stają się wilkołakami. Im bliżsi są przemiany, tym bardziej czują zew natury. Ona wgryza mu się w szyję i pije jego krew, on zaś niemalże dostaje orgazmu z zachwytu. Brak mi słów.
Niestety nie potrafię znaleźć pozytywnych stron „Nowego gatunku” i okrutnie się męczyłam podczas czytania. Język i fabuła dla wczesnych nastolatków w połączeniu z nieustannymi (i nużącymi) wątkami erotycznymi przekłada się na książkę dla… nie wiadomo kogo. Na dodatek przypominanie co kartkę, że ona pachnie malinami i ma ponadprzeciętny słuch, a on składa się z samych mięśni i ma superwęch, szybko staje się nudne i frustrujące. Czy autorka ma czytelników za tłuków niepotrafiących zapamiętać kilku faktów o bohaterach?
Zróbcie małą próbę: wypożyczcie z biblioteki „Pięćdziesiąt twarzy Greya” i „Zmierzch”, a następnie czytajcie po kartce z każdej powieści – na przemian. Jeśli przetrwacie sto stron i będziecie zachwyceni, bez wahania sięgnijcie po „Nowy gatunek”.
Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)
Izabela Zawis, Nowy Gatunek, Gdynia, Novae Res, 2019