Sięgając w sklepie po swój ulubiony krem, tusz do rzęs czy pomadkę zakładamy, że jako produkt sprzedawany na rynku europejskim nie ma on nic wspólnego z kosmetykami testowanymi na zwierzętach. Czy jest to słuszne założenie? Zacznijmy od kilku faktów!
Czy to oznacza, że wkładając kosmetyk do koszyka mamy pewność, iż jest on w 100% „cruelty free”, a jego producent postępuje etycznie i nie bierze udziału w żadnej formie wyzysku czy okrucieństwa wobec zwierząt? Niestety nie!
Obowiązujący od 2013 roku zakaz wprowadzania na europejski rynek kosmetyków testowanych na zwierzętach dotyczy jedynie nowych produktów. Podobnie rzecz się ma z importem i sprzedażą składników - zakaz dotyczy jedynie substancji nowych i używanych od niedawna do produkcji, ale powyższy przepis nie dotyczy znanych już składników.
Co więcej, chociaż zakaz testowania na zwierzętach jest sukcesywnie wprowadzany przez inne państwa, to istnieją rynki gdzie takie testy są dozwolone, a wręcz wymagane dla nowych produktów. Takim rynkiem jest m.in. olbrzymi rynek chiński. Dla niektórych producentów, potencjał tego rynku i przewidywane zyski wygrywają z etycznymi wątpliwościami. W przypadku kosmetyków importowanych do Chin – producenci z Europy czy USA chcąc wprowadzić swoje produkty na półki chińskich sklepów, muszą się zgodzić na przeprowadzenie testów na zwierzętach. Oznacza to, że nawet jeśli nie robią tego samodzielnie, wyrażają zgodę, aby w ich imieniu przeprowadziły je specjalistyczne laboratoria w Chinach. Skutek – nowy produkt trafia na rynek EU, zgodnie z prawem, bez przeprowadzania testów na zwierzętach, podczas gdy na rynek chiński wprowadzany jest jego wariant, który już podlega testowaniu na zwierzętach.
Co prawda również tutaj widać pierwsze pozytywne zmiany – od 1 maja 2021 firmy importujące do Chin kosmetyki w kategorii „zwyczajne” – w niektórych przypadkach mogą być zwolnione z obowiązkowych testów na zwierzętach. Do kategorii kosmetyków zwyczajnych zaliczane są m.in.: kosmetyki do makijażu, do pielęgnacji skóry, włosów, paznokci. Niestety nie dotyczy to produktów w kategorii „kosmetyki specjalnego przeznaczenia”, takich jak: farby do włosów czy balsamy do opalania, one w dalszym ciągu podlegają obowiązkowym testom na zwierzętach. Co więcej, jeśli nowe produkty z kategorii „zwyczajne” nie przejdą pozytywnie weryfikacji, przed wprowadzeniem na rynek, producent w dalszym ciągu musi się liczyć z obowiązkiem przeprowadzenia testów laboratoryjnych – co wiąże się z testowaniem na zwierzętach.
Gdzie zatem szukać informacji o kosmetykach, jeśli chcemy mieć pewność, że jego producent nie przykłada ręki do cierpienia zwierząt? Szukajmy odpowiednich certyfikatów na opakowaniach! Kosmetyki nietestowane na zwierzętach posiadają zazwyczaj jeden z poniższych certyfikatów:
Warto pamiętać, że powyższe certyfikaty są przyznawane odpłatnie kosmetykom, a nie producentom czy danej marce. Certyfikat oznacza jedynie, iż dany produkt lub jego składniki nie były testowane na zwierzętach.
Korzystajmy również z poleceń organizacji, które bardzo dokładnie weryfikują firmy i promują marki, które na każdym etapie produkcji spełniają rygorystyczne normy – wykluczające wszelkie formy wyzysku wobec zwierząt.
Kosmetyki marek FaceBoom i BodyBoom
Marki BodyBoom, BabyBoom i FaceBoom przeszły pozytywną weryfikację przez Stowarzyszenie Kosmetyki bez Okrucieństwa. Oznacza to, że produkty tych marek powstały z poszanowaniem i wrażliwością na los zwierząt. Co więcej, są one nie tylko cruelty free, w ich formułach nie znajdziecie również żadnych odzwierzęcych składników! To kosmetyczna propozycja dla wegan!
Jeśli chcecie kupować świadomie - zapoznajcie się z listą marek pozytywnie zweryfikowanych przez Stowarzyszenie Kosmetyki bez Okrucieństwa.
Fot. BodyBoom
Informacja prasowa