Przygotowując się do tego ważnego wydarzenia, musimy być czujni, bo najmniejszy nawet błąd może sprawić, że nasze marzenia o idealnym, bajkowym ślubie prysną jak bańka mydlana.
To jest zdecydowanie zły pomysł. Jeżeli chcemy radośnie, z wielka pompą rozstać się ze środowiskiem niezamężnych przyjaciół, zróbmy to przynajmniej tydzień przed ślubem. Niekiedy duże ilości wypitego alkoholu mogą mieć fatalne skutki, szczególnie dla kondycji młodych. Bo chyba nikt z nas nie wyobraża sobie „skacowanej panny młodej” tudzież jej męskiego odpowiednika, którzy słaniają się ze zmęczenia na ślubnym kobiercu. Poza tym retusz panny młodej po wyczerpującej nocy może stać się nie tyle ogromnym wyzwaniem, co raczej kolosalnym problemem dla wizażystki. No i nie można zapomnieć o kieliszku szampana, który trzeba wypić na wejściu! Może on wzbudzić złe skojarzenia smakowe i zapachowe, które mogą pociągnąć za sobą przeróżne, przykre niekiedy, skutki. Dlatego też lepiej zorganizować sobie taki wieczór odpowiednio wcześniej, bo jak mawia stare porzekadło: „Przezorny zawsze ubezpieczony”.
To może okazać się katastrofą nie dla nas, ale dla naszego budżetu. Jeżeli odpowiednio wcześniej nie roześlemy zaproszeń i nie dołączymy do nich adnotacji o prośbie potwierdzenia swojego przybycia, możemy się bardzo niemile rozczarować. Kiedy z dwustu zaproszonych gości na uroczystość przybywa połowa, to fakt ten może spowodować nie tylko nasze oburzenie, ale przede wszystkim żal. Żal straconych pieniędzy, bo cóż, każdy weselnik słono kosztuje.
O tym, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, zapewne niejedna przyszła panna młoda miała okazję przekonać się na własnej skórze. Kupno sukni ślubnej nawet trzy miesiące przed planowaną datą ślubu to kiepski pomysł. Przy jej wyborze pod uwagę, oprócz koloru i fasonu, bierzemy przede wszystkim jej rozmiar. A ten w ciągu kilku miesięcy może ulec modyfikacjom. Chyba żadna z nas nie chciałaby, aby w tym wyjątkowym dniu sukienka wisiała jak na wieszaku, albo co gorsza - pękała w szwach. I wtedy scenariusz byłby taki, że panna młoda pęka z rozpaczy, goście natomiast – ze śmiechu.
To nie mogłoby się zakończyć dobrze. Niestety, mężczyźni nie mają za grosz artystycznego zmysłu, no chyba, że któryś jest wierną kopią Jacykowa. Jak zatem wyglądać może sala udekorowana przez przeciętnego faceta? Pstrokate, ledwo nadmuchane balony zawieszone w miejscach, gdzie odpada tynk, obrusy na stołach we wszystkich kolorach tęczy i przywiędłe kwiaty smętnie zwisające z wazonów. Czy na taką salę chcemy zaprosić naszą rodzinę, przyjaciół i znajomych? Jeżeli odpowiedź jest przecząca, to lepiej, abyśmy kwestią dekoracji zajęły się same.
Jeżeli o tym zapomnimy, to w najgorszym przypadku goście będą skazani na słuchanie muzyki z YouTube’a, kręcenie filmików za pomocą telefonu i robienie zdjęć za pomocą babcinego aparatu z kliszą. Niestety, ale zaniedbanie tego typu formalności może sprawić, że nasze wymarzone wesele zamieni się w a’la studencką imprezę bez ładu i składu.
Takie postępowanie graniczy z brawurą! Robienie makijażu i włosów ad hoc, w dzień ślubu, może mieć dla przyszłej panny młodej zgubne skutki. Bo nagle okazuje się, że o ile wymarzony makijaż z katalogu na modelce prezentuje się wyśmienicie, o tyle na nas – fatalnie. Oczy przypominają dwie śliwy, usta – niedopompowane balony, a dzięki różowi na policzkach nasza buzia nabiera pełnych kształtów. Po przeżyciu takiego szoku estetycznego można się załamać, tym bardziej że makijaż trzeba zmyć i zrobić nowy. A czas ucieka.… Dlatego też o tak na pozór trywialnych sprawach jak fryzjer i makijażystka należy pomyśleć trochę wcześniej.
Niestety, ale nałogowe czytanie ślubnych portali i forów internetowych może sprawić, że chaos panujący w naszej głowie zacznie się sukcesywnie pogłębiać. Czytanie wątków o najrozmaitszych, niekiedy ekstremalnych ślubnych wpadkach i gafach może tylko pogłębić nasze rozdrażnienie i zatamować proces trzeźwego osądu własnej sytuacji. Dla własnej wygody odpuśćmy sobie czasem wieczorne buszowanie po internecie.
Stres to najgorszy doradca. Na myśl o tym, że na naszym ślubie coś mogłoby pójść nie tak albo, że czegoś mogłoby zabraknąć, przechodzą nam po plecach ciarki. Fotograf nie odbiera telefonu? Spokojnie, raczej nie uległ poważnemu wypadkowi, ale zapewne wyszedł do toalety. Ukochany nie odpisuje na SMS-a? Prędzej powodem takiej opieszałości jest brak środków na koncie, aniżeli brak zainteresowania sprawami wesela. Ze stresem naprawdę nie ma żartów, bo może on negatywnie wpłynąć na sam przebieg ceremonii. Bo chyba nikt nie chciałby drżącym, nerwowym głosem wypowiedzieć słów przysięgi: „Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie dopuszczę aż do śmierci”. W takim przypadku poważny stres (jak nie szok) przeżyłaby osoba stojąca naprzeciwko nas!
Dlatego też zamiast zadręczać się błahostkami, cieszmy się nadchodzącymi dniami. A w przypadku kumulacji naprawdę wielu stresowych sytuacji zastosujmy znaną od lat metodę – kilka głębokich oddechów.
Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)
Fot. freepik.com