Być jak 'DANCING QUEEN' – przegląd musicali ostatniej dekady

Przegląd musicali ostatniej dekady.
Każda kinowa premiera musicali wzbudza mieszane uczucia. Jednym kojarzy się z kiczem, innych karmi pozytywnymi emocjami.

Dla tych z Was, które nie mogą żyć bez muzyki na dużym ekranie, niech nasz przegląd będzie zapowiedzią zbliżającego się karnawału. Dla tych, które średnio tolerują taką dawkę muzyki i śpiewu w czasie jednego seansu, niech będzie zachętą do ich obejrzenia.

Moulin Rouge (2001) – świat, gdzie „Lady Marmalade” serwuje absynt
Niezwykły obraz Paryża z przełomu wieków – takim chce się go zobaczyć, gdy mowa o bohemie artystycznej, zielonej wróżce, kolorowych burdelach i prawdziwej miłości. Ewan McGregor spisał się doskonale w roli poety, pełnego naiwnego optymizmu, który za wszelką cenę postanawia walczyć o zakazane uczucie. Co zachęca? Nicole Kidman, która bawi przesadnym, aktorskim erotyzmem, światowe hity w zupełnie nowej aranżacji, polski akcent w obsadzie aktorskiej oraz liczne nagrody, w tym dwa Oscary. Pierwszym utworem otwierającym przegląd będzie "Your Song" -  popisowy numer McGregor'a, którego w tle wspiera Alessandro Safina.

Chicago (2002) – kinowa zemsta „Desperate Housewives” w wersji lat '20
Obsypany Oscarami musical, w którym bryluje postać drugoplanowa – Catherine Zeta-Jones. W 2003 roku nikt, tak jak ona nie zasłużył na nagrodę Akademii. Zachwyca, hipnotyzuje. Stworzyła postać, której kobiety chciałaby cechy posiadać, a mężczyźni się boją. Reżyser, Rob Marshall, odtworzył klimat starego kryminału na bardzo wysokim poziomie. Chicago to świat, w którym nie tylko górują kobiety, ale i wyznaczają reguły, wymierzają swoją sprawiedliwość, manipulują. Film prezentuje, jak mściwy może być kobiecy umysł. Liczą się spryt i intuicja. Po trupach do celu. Na miejscu drugim naszej musicalowej składanki, nie mogło trafić nic innego jak  tylko „Cell Block Tango”.

Upiór w Operze (2004) – wyśpiewany „Cień Wiatru” Zafon'a
Druga połowa XIX wieku – cudowny Paryż, elegancja, dżentelmeni, piękne bale. Czasy nieszczęśników pokrzywdzonych przez los, tajemnic, odkrywania najciemniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Wszystko to łączy jedną osobę - tytułowego Upiora. Zagubiony, okaleczony, pozbawiony ludzkiej godności żyje w ukryciu. I tylko szaleńcza miłość do utalentowanej Christine Daaé (Emmy Rossum) pozwala mu wierzyć, że jeszcze kiedyś pozna prawdziwe szczęście. Utwór „Phanton Of The Opera” ( duet -  Emmy Rossum i Gererd Butler) jest istną kwintesencją opowieści.

Rent (2005) – problemy XX wieku w pigułce
Rent to musical niezwykle wartościowy. Rzadko kiedy mamy do czynienia z problemami natury socjologicznej w takiej dawce. Destrukcyjne działanie narkotyków, wpływ AIDS na codzienność, brak zrozumienia społeczeństwa na „odmienność”. Poruszająca wersja „Sex, drugs and rock 'n' roll”. Istotą filmu jest najprawdziwsza nowojorska bohema - zalegająca z czynszem, w knajpie pijąca tylko herbatę (na inne przyjemności funduszów brak), wyśpiewująca wszystkie swoje marzenia. Ludzie – bezrobotni artyści, którzy udowadniają, jak w skorumpowanym świecie liczą się wyższe wartości. Warto przesłuchać cały soundtrack Rent, z „Take Me Or Leave Me”, (wyk. Idinia Menzel i Tracie Thoms),  na czele.

Dreamgirls (2006) – retro na poziomie profesorskim
Cudowne czasy dla muzyki i mody, kiedy to powstawały pierwsze girlsband'y i boysband'y. „Czarna muzyka” wiodąca prym wśród „swoich”, jednocześnie przez rasistowskie czasy zepchnięta  z należnego jej piedestału. Musicalowi nie można odmówić energii, cudownych głosów,  m.in.  piosenkarki Beyoncé Knowles i nagrodzonej Oscarem za rolę Effie Melody White – Jennifer Hudson. Każda z pojawiających się piosenek jest okupiona wieloma emocjami, przez co każda jest autentyczna. Musical pełen miłości do muzyki. Muzyki, głodu sukcesu – ale nie za wszelką cenę.
Polecam „Listen” Beyoncé. Uczy słuchać naprawdę.

Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street (2007)
Przez miłośników nietypowego kina uwielbiany duet - Depp i Burton, nie tylko sprawdza się w wersji musicalowej, ale i nieco zaskakuje. Znany z groteskowych, ekscentrycznych pomysłów reżyser - Tim Burton tym razem sięgnął po dość ryzykowny, nawet jak dla siebie, gatunek. Obraz opowiada o zemście za odebraną rodzinę, miłość i marzenia. Uroczy Sweeney Todd zamienia się w mrocznego golibrodę, który małymi krokami, dociera do sprawcy swoich krzywd. Dużo krwi, dużo anatomii – nie dla widzów o słabych żołądkach. Film broni się czarnym humorem – doskonała Helena Bonham Carter w roli zakochanej w golibrodzie Pani Lovett – najgorszym piekarzu, jaki stąpał po ulicach Londynu, klimatem iście Burton'owskim oraz (tak, tak!) niesamowitym wokalem Depp'a. Oscar za najlepszą scenografię. Na musicalow'ą składankę wrzucam, rozjaśniający mroki Fleet Street utwór „Johanna” (wyk. Jamie Campbell Bower).

Across the Universe (2007) – odkurzona legenda
Największe hity kultowej grupy The Beatles w nowym wydaniu.  Młoda, zdolna obsada pomogła stworzyć oryginalny obraz – momentami nieco psychodeliczny, ale przez to właśnie nowatorski i świeży. Po raz kolejny mamy okazję przekonać się, jak dobrze można bawić się przy muzyce czterech chłopców z Liverpool'u. W fabułę zostały wplecione wydarzenia z życia członków zespołu – jednak na pewno nie jest to obraz biograficzny. Niezwykle trafnie dobranych aktorów zasila sam Bono. Soundtrack na piątkę z plusem.

Mamma mia (2008) – Abba powraca
Trzeba być tak zdolną aktorką jak Meryl Streep, żeby pozwolić sobie na rolę niemłodej już, roztrzepanej hipiski. Jednak, jest to taka postać, której nie sposób nie polubić. Każda piosenka dobrana jest w taki sposób, by uzupełniania się z wypowiadanymi kwestiami – i o ile jest to raczej normalne w musicalach, to tutaj jest to potraktoiwane dosłownie. Mamma mia to zabawna historia,  nieco przesadzona, uzupełniona niebiańskim krajobrazem greckich wysp. Trochę jak bajka z siwiejącymi aktorami. Ale komu bajka od czasu do czasu nie jest potrzebna? „Mamma mia” w wykonaniu Meryl tylko potwierdza wszechstronność aktorki.

Nine (2009) – dziewięć  kroków do kryzysu.
Koleżny musical, reżysera Chicago, Rob'a Marshall'a. Główny bohater, z zawodu reżyser, Guido Contini (Daniel Day-Lewis), zdaje się być w samym środku kryzysu wieku średniego. Nie potrafi uporać się z problemami zawodowymi, w dodatku nie jest w stanie zapomnieć o jednym – kobietach, które są wszechobecne w jego życiu. Są to np.: duch nadopiekuńczej matki (Sophia Loren), niezrównoważona kochanka (Penélope Cruz), zniecierpliwiona żona (Marion Cotillard) czy wspomnienie wiejskiej prostytutki, która była pierwszym obiektem pożądania w życiu Gudio (Fergie). Obsada imponująca, bo znalazły się w niej jeszcze Nicol Kidman, Judy Dench, Kate Hudson. Koniecznie przesłuchajcie „Be Italian” w wykonaniu Fergie.

Burleska (2010) - „Welcome to Burlesque!”
Wokal Christiny Aguilery mrozi krew w żyłach – i z pewnością nie jest to obelga. Piosenkarka przypomina o swoim powalającym na kolana głosie w historii, która jest idealnym wzorem „american dream”. Mamy do tego wszystkie potrzebne elementy: dziewczynę z prowincji, wielkie marzenia, czarny charakter, przystojnego wybawiciela, zakurzonego mentora, bożą iskrę i happy end. Koniecznie wspomnieć trzeba o legendarnej Cher, która za piosenkę „You Haven't Seen the Last of Me” otrzymała Złoty Glob. Do naszej musical'owej składanki dorzucamy „Show Me How You Burlesque” w wykonaniu Christiny.

Patrycja Barowicz
(patrycja.barowicz@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat