Najnowsza płyta Cleo „Bastet” zawiera dwanaście nowych piosenek oraz dwa remixy. Po pierwszym przesłuchaniu miałam wrażenie, że całości brakuje odrobiny konsekwencji i szczypty ryzyka. Bo to wszystko już było, nie ma tu ani odkrywczej warstwy muzycznej, ani szczególnie poruszających tekstów. CD otwiera „List”, który jest przesłaniem dla słuchaczy, a konkretniej fanów wokalistki, a dla mnie całkiem niepotrzebnym dodatkiem, w którym Cleo dziękuje za zakup jej najnowszego krążka. Potem jest już różnie, bo warstwa tekstowa do piosenek N-O-C i MI-SIE drażni moje uszy i nie pozwala nabrać dystansu do tych utworów. Próżno też szukać obiecywanej egzotyki, która mocno zarysowana jest jedynie w piosence „Bastet”, która ma potencjał i kilka ciekawych akcentów. Na tym tle dobrze wypada też ballada „Na pół”, wpadająca w ucho i przykuwająca uwagę słuchacza na dłużej oraz klasyczna „Wolę być”. Na plus zaliczyć też trzeba solidną dawkę popu w piosence „Zabiorę nas” oraz mocno klubową propozycję o przewrotnym tytule „Kocia Mama”. Brawa za dołączenie książeczki z tekstami, którym towarzyszą bardzo estetyczne zdjęcia wokalistki.
Album „Bastet” zamykają dwa mocno klubowe remixy, które jednakże nie wnoszą niczego nowego w odbiorze płyty. Mam wrażenie, że artystce zabrakło pomysłu na bardziej spójną całość, bo gdyby krążek od początku do końca utrzymany byłby w klimacie utworu „Bastet”, to być może wyszłaby z tego smaczna, egzotyczna mieszanka, a tak otrzymujemy odrobinę chaosu z lepszymi i gorszymi momentami. Spodziewałam się płyty spójnej i mocnej, bo potencjał głosowy Cleo posiada. Niestety wyszedł album przeciętny, bez fantazji i ryzyka spróbowania czegoś nowego.
Anna Wasyliszyn
(anna.wasyliszyn@dlalejdis.pl)
"Bastet", CD, Cleo, Universal Music Polska, 2016