Najlepiej pracuje mi się z muzyką w uszach! Wywiad z Anną Lewicką.

Wywiad z Anną Lewicką, autorką Trylogii Mocy i Szału.
Anna Lewicka, autorka oryginalnej, nieoczywistej i fascynującej Trylogii Mocy i Szału, opowiedziała nam o swoich inspiracjach, marzeniach i planach na przyszłość.

Czytając o Pani zainteresowaniach i zajęciach od razu przychodzi mi na myśl jedno pytanie. Czy doba ma dla Pani wystarczającą liczbę godzin?
Zdecydowanie nie - to moje największe życzenie! Gdybym spotkała dżina lub złotą rybkę, poprosiłabym właśnie o wydłużenie doby!

Dopóki jednak nie mam takiej możliwości, wyciskam czas jak cytrynę i staram się wykorzystywać go na tyle konstruktywnie, na ile tylko się da. Owszem, sprawia to, że z wielu rzeczy muszę rezygnować - przede wszystkim z rozrywek, ale nie mam wrażenia, że na tym mocno tracę. Po prostu staranniej wybieram seriale, które oglądam i filmy, na które chodzę do kina. Omijają mnie takie pozycje, które i tak nie wniosłyby wiele. Poza tym, nie gram już na komputerze, co kiedyś robiłam namiętnie.

Z drugiej strony, wiele zyskuję dzięki czasowi, który poświęcam dzieciom. Przypominam sobie książki z dzieciństwa, bawię się w odkrywców, buduję na plaży zamki z piasku, czy składam origami. To naprawdę fajne. Jestem w stanie jednak wymienić całą listę rzeczy, za które bym się zabrała, gdybym miała więcej czasu! Tymczasem jednak staram się wszystko robić krok po kroku, i określać priorytety, skupiając się na tym, co najważniejsze.

Trylogia Mocy i Szału to literatura, którą trudno zaszufladkować. Jak w kilku zdaniach opisałaby Pani jej przynależność gatunkową?
Po angielsku łatwiej! New adult paranormal romance - to funkcjonujący za granicą gatunek, więc tak zwykle je określam. W Polsce niestety ta półka jest na tyle wąska, że właściwie nie jest traktowany jako odrębny gatunek, a poza tym trudno go określić paroma krótkimi słowami, więc wymaga to większej ekwilibrystyki. “Romans dla młodych dorosłych z elementami fantastyki” wydaje mi się najlepszym odpowiednikiem.

Z tego też powodu trochę ciężko te książki ustawić na odpowiednim dziale w księgarni, bo nie jest to już literatura młodzieżowa, ale z kolei elementów fantastycznych jest tam odrobinę za mało, żeby stały na fantastyce. Chyba dlatego trafiły do powieści obyczajowych, chociaż i ta półka może okazać się trochę myląca, bo czytelnicy sięgający po romans trafiają nagle w książce na magię. Mam nadzieję, że w większości przypadków jest to jednak miłe zaskoczenie!

Każdy tom sagi opisuje historię jednej z sióstr Olszańskich. Która z nich – Iga, Alicja, czy Sówka jest Pani najbliższa. Z którą z nich, podczas pisania, zaprzyjaźniła się Pani najbardziej i dlaczego?
Trudne pytanie - naprawdę ciężko mi na nie odpowiedzieć. Z każdym z bohaterów nawiązałam niesamowitą - nota bene - więź, i teraz po skończeniu opowieści naprawdę trudno jest mi się z nimi pożegnać. Niemniej, ich historia jest już zakończona. Każda z sióstr jest inna i każda z nich ma cechy, które lubię i takie, za które ich szczerze nie znoszę. Te postaci żyją trochę własnym życiem i, jak każdy człowiek, nie są czarno-białe.

Z Alicją na pewno chciałabym się tak zwyczajnie zaprzyjaźnić - to osoba, z którą można byłoby zawsze porozmawiać na ciekawe tematy i wypić kubek dobrej kawy. Z Igą chciałabym wybrać się w szaloną podróż, pójść na koncert lub wyjechać na festiwal. Z nią z pewnością nigdy by się nie dało nudzić! Do Sówki zaś na pewno mogłabym się zwrócić, gdybym miała jakiś problem. To trudna osoba, z którą z pewnością trudno na pierwszy rzut oka nawiązać bliską relację, ale jej lojalność i poczucie odpowiedzialności są kompletnie bezwarunkowe.

Jednego jestem pewna - chciałabym mieć po swojej stronie cały kowen, z babcią na czele!

Nawiązując do tytułów kolejnych tomów trylogii. Jaka więź jest, według Pani, najsilniejszą w życiu? Co doprowadza Panią do szału i jak wygląda Anna Lewicka w amoku? Co według Pani daje człowiekowi nadludzką moc i siłę?
Miłość! To może brzmi jak frazes, ale naprawdę uważam, że to miłość jest siłą napędową całego świata. Tworzy najpiękniejsze, najsilniejsze więzi i jednocześnie daje nadludzką moc. Nic dziwnego, że niektóre matki w obliczu zagrożenia potrafią stać się superbohaterkami!

Co zaś doprowadza mnie do szału? Proszę mi wierzyć, siedzę i się zastanawiam, ale nie ma chyba nic konkretnego. Rzadko wpadam w szał, ale kiedy już się złoszczę, wychodzę i trzaskam za sobą drzwiami! Oby jednak takich chwil było jak najmniej!

W Pani książkach wyraźnie czuje się fascynację baśniami, legendami, a także zainteresowanie mitologią. Może ma Pani ulubiony mit, który kiedyś zainspirował Panią do sięgnięcia po pióro lub klawiaturę?
Owszem! Mam dwa ulubione mity, aczkolwiek są to zupełnie inne mity od tego, przez który faktycznie - już na poważnie - zaczęłam pisać. Najbardziej ze wszystkich opowieści ze wszelkich mitologii bliska jest mi historia zejścia Innany do Podziemi - to sumeryjski mit, w którym ta bogini miłości (..i wojny!) schodzi do podziemnego królestwa rządzonego przez jej siostrę, Ereszkigal, by się z nią skonfrontować. Po drodze zdejmuje kolejne części odzienia, aż staje przed nią naga. Niestety, siedmiu sędziów uznaje ją za winną grzechu pychy i skazuje ją za wieczność w podziemiach. Zostaje uratowana przez swojego ukochanego, Dumuziego, który ofiarowuje się na jej zastępstwo. Koniec końców staje na tym, że mąż Innany spędza w podziemiach sześć miesięcy, a drugie sześć - jego siostra, co ma odzwierciedlenie w porach roku - Dumuzi był bowiem uważany za boga wegetacji i plonów.

Co ciekawe, drugi z moich ulubionych mitów opowiada bardzo podobną historię - to mit o Hadesie i Persefonie, która porwana przez podziemnego boga zjada w jego domenie kilka ziaren granatu i nawet boskie wstawiennictwo nie jest w stanie uwolnić jej od obowiązku spędzania połowy roku w królestwie umarłych. Kiedy siedzi na tronie jako Persefona, jej matka płacze, a na powierzchni panuje zima. Gdy zaś wraca do Demeter jako Kora, powraca lato, a ziemia znów cieszy się plonami. Wspomniałam też o opowieści, która sprawiła, że sięgnęłam za pióro (a raczej za klawiaturę) - to historia Orestesa, syna Agamemnona i Klitajmestry. Jego tragiczna historia została poruszona w Orestei Ajschylosa i w Elektrze Eurypidesa, i zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie, że w czasach licealnych napisałam opowiadanie o jego zemście. A potem już nie przestawałam pisać.

Przeczytałam gdzieś, że relaksuje się Pani podczas oglądania seriali. W ręce jakiego reżysera oddałaby Pani bez strachu ekranizację Trylogii Mocy i Szału? Jest w ogóle ktoś, kto sprostałby temu zadaniu w Pani odczuciu?
Od razu przyszła mi na myśl Catherine Hardwicke, która jest reżyserką „Dziewczyny w Czerwonej Pelerynie” oraz sagi „Zmierzch”. Atmosfera, którą tworzy w swoich filmach wydaje mi się idealna dla trylogii - tajemnicza i wywołująca wrażenie, że coś niedopowiedzianego wisi w powietrzu… Sprawia, że jesteśmy uwierzyć w to, że w naszym świecie jest miejsce na nadprzyrodzone rzeczy.

Wspaniały klimat potrafi stworzyć też Neil Jordan, reżyser „Bizancjum”, przepięknej i nostalgicznej historii dwóch wampirzyc (z moją ukochaną Saoirse Ronan w roli głównej) i “Ondine”, opowieści o syrenie, którą zagrała zresztą Alicja Bachleda-Curuś. Jestem jednak pewna, że każdy reżyser ma swoją niepowtarzalną wizję i potrafi wykreować na ekranie niezwykły świat. Nie ukrywam, jako kino - i serialomaniaczka chętnie zobaczyłabym ekranizację trylogii - może o to powinnam poprosić złotą rybkę!

Jak wygląda Pani proces twórczy? Potrzebuje Pani ciszy, muzyki, a może dzbanka z kawą?
Och, różnie to bywa! Jako że mam małe dzieci, czasem nie mam innego wyjścia i piszę w warunkach, które zdecydowanie nie kojarzą się z typowym sielskim obrazkiem pisarza, a naprawdę bywają wyzwaniem. W idealnym świecie jednak najlepiej pracuje mi się z muzyką w uszach - to moja największa pisarska inspiracja. Muzyka pozwala mi się “wyłączyć” i przenieść ze zwykłej rzeczywistości do innego świata. Kiedy mam muzykę, mogę pisać w każdych warunkach! Stąd też playlisty w moich książkach - to utwory, które towarzyszyły mi przy pisaniu kolejnych rozdziałów i z pewnością świetnie oddadzą przy czytaniu atmosferę tych fragmentów.

Wyobraźmy sobie, że organizuję „wieczór planszówkowy”. Jaką grę przyniesie Pani na spotkanie?
Wszystko zależy od tego, jak wiele czasu mamy na grę! Jeśli chcemy rozegrać coś krótkiego, albo nie mamy czasu na tłumaczenie skomplikowanych zasad nowym graczom, najfajniejsze są takie gry jak „Carcassone”, polegające na budowie średniowiecznego miasta bądź „Wsiąść do pociągu”, gdzie gracze rywalizują w wyścigu o zbudowanie najdłuższej linii kolejowej. W przypadku kiedy gracze nie chcą rywalizować, polecam świetną kooperacyjną “Pandemię”, w której wszyscy wspólnie ścigają się z czasem w celu wynalezienia szczepionek na opanowującą świat epidemię groźnych wirusów.

Jeśli tego czasu jest jednak więcej, można naprawdę zaszaleć i wyjąć przepiękne, wielowarstwowe gry gwarantujące godziny świetnej zabawy! Do moich ulubionych należą „Scythe” z przepięknymi grafikami Różalskiego i „Horror w Arkham” oparty na opowiadaniach Lovecrafta. Uwielbiam też „Grę o Tron” i „Battlestar Galactica”, ale ostrzegam - przy tych grach emocje bywają naprawdę wielkie! No i jeszcze jedna gra, o której nie sposób nie wspomnieć - to „Pan Lodowego Ogrodu” oparty na niezwykłych książkach Grzędowicza, które absolutnie uwielbiam! Jeśli zaś gramy z dziećmi, to u nas w domu hitem są „Potwory do szafy” i stary, dobry „Chińczyk”!

Gdyby mogła Pani na jeden dzień przenieść się do wykreowanego w literaturze fantastycznej świata, to gdzie moglibyśmy Panią znaleźć?
Byle nie w Westeros!

Niemniej, wiele razy się zastanawiałam, czy wolałabym przenieść się do Narnii, czy do świata magii stworzonego przez JK Rowling - w tym ostatnim przypadku jednak w żadnym razie nie chciałabym zostać mugolem! Uczęszczanie do szkoły magii mogłoby być niesamowitą przygodą, ale w moim wieku już raczej nie mam szans na otrzymanie listu z Hogwartu…

Wiem jednak, że gdybym mogła gdzieś osiąść na dłużej, najchętniej nabyłabym małą chatkę w Dolinie Muminków. Życie tam jest cudownie sielskie, a mieszkańcy naprawdę potrafią się nim cieszyć!

Czy w folderze „szuflada” jest już pomysł na nową powieść, a może szykuje Pani dla czytelników nową sagę?
Zbyt wiele wolę nie zdradzać, bo zawsze boję się zapeszać! W folderze „szuflada” mam jednak sporo szkiców i pomysłów - część z nich znajduje się w bardzo wstępnej fazie, a część jest już wyraźnie zarysowana. Na pewno mogę powiedzieć, że wraz ze wspaniałą krakowską ilustratorką pracuję nad ilustrowanym leksykonem opartym na mitologiach całego świata i projekt ten jest już w bardzo zaawansowanej fazie. Proszę mocno trzymać kciuki! Poza tym, zaczęłam już spisywać pewną historię, która od dawna za mną chodziła i obiecywałam sobie, że po trylogii zabiorę się właśnie za nią. To będzie horror! Taki bardzo klasyczny, klimatyczny, ze wszechobecną atmosferą niesamowitości i lekkim dreszczykiem. Mam nadzieję, że trafi w ręce czytelników, bo praca nad nią daje mi naprawdę ogrom satysfakcji!

Czy są jakieś specjalne życzenia dla pisarzy? Mam życzyć Pani połamania pióra, a może czegoś innego?
Nawiążę do pierwszego pytania - dużo czasu poproszę! Bo inspiracji we mnie sporo, najchętniej nie odrywałabym się od pisania w ogóle, ale jednak codzienne obowiązki wzywają nieubłaganie.

Zatem tego właśnie Pani życzę, bo nie możemy doczekać się kolejnych, inspirujących i zaskakujących powieści Pani autorstwa. Dziękuję  pięknie.
Dziękuję bardzo za wywiad i mam nadzieję, że moje książki przyniosą wiele emocji i mile spędzonych chwil!

Rozmawiała
Anna Wasyliszyn
(anna.wasyliszyn@dlalejdis.pl)

Fot. Wojciech Biały




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat