Chyba większość z nas uważa, że namiętność bez miłości jest możliwa. Pytanie tylko czy właściwa? Łóżkowi przyjaciele (z ang. fucking friends) nie kochają się, a tylko lubią. Nie wymagają od siebie żadnego zaangażowania emocjonalnego ani wierności- chcą tylko od czasu do czasu spędzić razem miło czas na erotycznych igraszkach. Taki układ może wydawać się dziwny, wielu odpowiada.
Co zyskujemy świadomie wchodząc w relację, która ma być oparta wyłącznie na fizyczności? Na pewno może nam ona dawać dużo przyjemności. Seksualne zaspokojenie korzystnie wpływa na nasze samopoczucie i samoocenę. Poza tym tego typu układ pozwala nam zachować pełną wolność i niezależność.
Jednak bardzo wiele kobiet nie potrafi oddzielić seksu od uczuć. Decydując się więc na tzw. „wolny związek”, ryzykują, że zakochają się w swoim „łóżkowym przyjacielu” i będą cierpieć. Kiedy zacznie im zależeć na człowieku z którym sypiają, kiedy zaczną być o niego zazdrosne, kiedy zapragną od niego uwagi i czułości mogą usłyszeć okrutne, lecz prawdziwe słowa: „nie tak się umawialiśmy.”
Przeciwnicy niezobowiązującego seksu wysuwają wiele poważnych argumentów. Zwracają uwagę, że traktowanie drugiej osoby tylko i wyłącznie jako partnera seksualnego, jest uprzedmiotawianiem jej. Powiecie: i co w tym złego, skoro ta druga strona się na to zgadza i w dodatku traktuje nas w identyczny sposób? No tak, ale będąc w wolnym związku, przyzwyczajamy się do takiego płytkiego i mówiąc nieelegancko „użytkowego” podejścia do kwestii erotyki i miłości. Pytanie brzmi: czy kiedy znudzi nam się taki układ i zechcemy poszukać kogoś do prawdziwego związku, będziemy potrafiły całkowicie się zmienić? Czy nie oduczymy się, jak naprawdę powinna wyglądać miłość?
Mam wrażenie, że wiele kobiet wchodzących w relacje typu „fucking friends”. Tak naprawdę chciałoby od życia czegoś więcej: mężczyzny który dawałby im oparcie psychiczne, któremu mogłyby się zwierzać, który by je rozumiał i któremu by na nich zależało. Ale ponieważ uważają, że w danym czasie nie mogą tego zdobyć, zadowalają się wolnym związkiem na zasadzie „lepszy rydz niż nic”. To droga donikąd. Jeżeli potrafimy prawdziwie kochać, jesteśmy warte tego, żeby nas prawdziwie kochano. I zdecydowanie lepiej poczekać na „tego jedynego”, niż eksperymentalnie wchodzić w układ, który może nam przynieść więcej szkody niż pożytku.
Katarzyna Lewcun
(katarzyna.lewcun@dlalejdis.pl)
Fot. sxc.hu