Tłum ledwo mieścił się w księgarni, a grupki gapiów zbierały się przed budynkiem w nadziei, że przez okna zobaczą coś więcej.
Mnie razem z koleżankami udało się ulokować w wygodnym punkcie obserwacyjnym, gdzie wszystko było dobrze i widać, i słychać. Rozmowę z Pauliną przeprowadziła Arlena Witt - podobno równie znana vlogerka. Celowo użyłam słowa podobno, gdyż wcześniej ani jej nie widziałam, ani o niej nie słyszałam. Na szczęście nadrobiłam już zaległości.
Widać było, że na początku Paulina bardzo się denerwowała. Szczerze powiedziawszy nie dziwię się jej, wszakże nie codziennie wydaje się książkę i prowadzi autorskie spotkania. Miałam wrażenie, że w jej osobie zobaczyłam siebie sprzed laty – biedną i rozedrganą nauczycielkę, która miała poprowadzić swoje pierwsze w życiu zebranie z rodzicami. Całe szczęście atmosfera szybko się rozładowała i chyba sama Paulina poczuła się w nowej roli nieco swobodniej. Opowiadała o historii swojego zdjęcia zamieszczonego na okładce książki, o tym jak bardzo pragnęła mieć sesję z rozwichrzonymi włosami a’la Małgorzata Rozenek oraz przede wszystkim o tym, jak trudny jest nasz język polski. Szczególnie ta ostatnia rzecz to prawda najprawdziwsza, bo sama niejednokrotnie gubię się w gąszczu reguł i utykam w chaszczach ortografii bujając gdzieś pomiędzy różnymi znakami interpunkcyjnymi. Na szczęście polonistyczna wyrocznia Polski ostatnich trzech lat pocieszyła mnie ( i zapewne nie tylko mnie) wyznaniem, że ona również często i gęsto czuje się zagubiona i sama błędy czasem popełnia. Paulina zdradziła również z myślą o kim pisała swoją książkę oraz jakie jest jej ulubione przekleństwo. A propos przeklinania – o tym również była mowa podczas spotkania. Autorka starała się wytłumaczyć czemu służą wulgaryzmy i dlaczego wariancje i inwariancje słów na „k”, „ch” i „p” są aż tak popularne.
Po rozmowie, która była najważniejszym punktem spotkania, nadszedł czas na pytania z widowni i… autografy oraz zdjęcia. Po cierpliwym odstaniu swojego, mnie i moim niestrudzonym koleżankom, udało się wreszcie dopchać do debiutantki. Co więcej chwilę porozmawiałyśmy i zrobiłyśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Podejrzewam, że to moje pierwsze i ostatnie zdjęcie z celebrytą. Ech…
Spotkanie trwało raptem godzinę, ale miałam wrażenie, że każdy wychodził z niego zadowolony i usatysfakcjonowany. Wierzę, że to nie ostatnie takie spotkanie z udziałem Pauliny. Mam też nadzieję, że ona sama do tej relacji nie dotrze, bo może znaleźć w niej błędy… A wtedy ani mówienie, ani myślenie inaczej mi nie pomoże :)
Anna Kantorczyk
(anna.kantorczyk@dlalejdis.pl)
Fot. Anna Kantorczyk