CHAOS JEST NAJBARDZIEJ TWÓRCZY! – druga część rozmowy z Jerzym Grzechnikiem

Wywiad z Jerzym Grzechnikiem - uczestnikiem The Voice.
Kiedyś postanowił porzucić pracę biurową i postawił wszystko na jedną kartę: muzykę.

Uwielbia podróże, twierdzi, że po swoim dziadku odziedziczył talent do uczenia się języków obcych, a na co dzień występuje w Teatrze Studio Buffo w Warszawie. Obecnie możemy go oglądać w nowej edycji „The Voice of Poland”, gdzie startuje w konkursie na najlepszy głos w Polsce. Oto Jerzy Grzechnik.

JS: „Kiedyś wszystko wydawało mi się proste, realizowałem plan swój krok za krokiem”, śpiewasz w singlu pt. „W oczach Twych”. Nadal realizujesz swój zamierzony plan?

JG: Proces realizacji moich wszelkich planów życiowych zwykle przerywany był jakąś spontaniczną decyzją, która gwałtownie zmieniała bieg wydarzeń. Chociażby długotrwały proces zdobywania wykształcenia menedżerskiego, praca w biurze, a potem ni stąd ni zowąd zwrot w kierunku muzyki. Co prawda lubię mieć dużo spraw poukładanych wokół siebie, bo inaczej chaos zaczyna panować w mojej głowie, ale tak naprawdę najbardziej cenię sobie te zrywy intuicji, które czynią chwilowe spustoszenie i mobilizują mnie do nowych działań. Jaki wniosek? To właśnie bałagan jest najbardziej twórczy i tylko w konsekwencji zmiany, której najbardziej się boimy, możemy doprowadzić do zrobienia kroku w zaskakującym, twórczym i rozwojowym kierunku. W związku z powyższym przestałem być fanem konstruowania i realizowania planów strategicznych na życie.

JS: „A może ja zgubiłem się…” to słowa z utworu pt. „Gdzie jesteś”. Często gubisz się w prozie życia codziennego? Masz poczucie, że czasem gdzieś „nie pasujesz”?

JG: Jeśli ktoś twierdzi, że zawsze idzie w pełni świadomie określoną ścieżką i uważa, że wszędzie „pasuje”, to albo jest egocentrycznym cyborgiem, albo ekstremalnym naiwniakiem. Co prawda każdy z nas żyje wśród ludzi i dostosowuje się do zasad przestrzeganych przez większość społeczeństwa, ale sam fakt bycia artystą automatycznie umieszcza nas w dość specyficznych rejonach tej zbiorowości. Wrażliwość i poczucie chęci odnalezienia środków wyrazu, które często wynikają z jakiejś chronicznej frustracji, są zwykle źródłem wyobcowania, ale jednocześnie prowadzą do najpłodniejszej twórczości artystycznej. Innymi słowy: tak! Często gubię się w prozie życia i czuję, że gdzieś „nie pasuję”. Chociaż to uczucie było bez wątpienia dużo silniejsze, gdy jeszcze przebywałem poza środowiskiem artystycznym.

JS: W kolejnym z singli śpiewasz: „Ile razy mam próbować”. Właśnie. Twoja natura to wojownik czy raczej szybko się zniechęcasz i rezygnujesz z realizacji celu?

JG: Gdybym szybko się zniechęcał, to prawdopodobnie nigdy bym nie zaczął śpiewać. Życie wciąż zmusza człowieka do walki i najczęściej to własny organizm staje się naszym największym wrogiem. Strach, niepewność czy niepotrzebne wątpliwości wdzierają się w nasze głowy i blokują konstruktywne działania. Nie wiem czy mam naturę wojownika, bo bardzo mi się nie podoba sztuczne windowanie konkurencyjnego napięcia między ludźmi i koszmarne ciśnienie, aby realizować cel. Uważam, że takie mechanizmy długofalowo są po prostu niezdrowe – zarówno dla środowiska, jak i dla samego zainteresowanego. Najlepiej znaleźć w sobie harmonię, entuzjazm do działania i jedynie dbać o to, aby nie opuszczała nas wytrwałość i konsekwencja. No i oczywiście czasem pozwolić sobie na jakiś spontaniczny wybryk!

JS: „Już dzień znów zaspany leżę w wannie, nadszedł czas, żeby w końcu zebrać się”, słyszymy w „Rajdzie wśród złotych łanów”. Często dopada Cię taki stan, że nie masz ochoty opuszczać swoich czterech ścian? A może wtedy łapiesz inspirację?

JG: Poczucie chronicznego zmęczenia jest zwykle powodem stanu niemocy. Na siedzenie wśród czterech ścian czasem sobie pozwalam, ale zdarzyć się to może wyłącznie podczas dni całkowicie wolnych od pracy, a takich dni mam niewiele. Z drugiej jednak strony, nie umiem skutecznie odpoczywać i gdy tak trwam bezczynnie, nie opuszcza mnie odczucie, że czas przecieka mi między palcami i zamiast jakoś wykorzystać wolne chwile, tracę je bezpowrotnie. Jeśli chodzi o inspirację do tworzenia własnych kompozycji – zwykle pojawia się ona w najmniej spodziewanym momencie i niestety kompletnie nie ma to nic wspólnego z moim grafikiem.

JS: Gdybyś miał opisać siebie trzema tytułami Twoich ulubionych piosenek, to jakie byłyby to utwory i dlaczego?

JG: Lubię różne piosenki i ich dobór w dużej mierze zależy od mojego nastroju, stanu ducha i okresu w życiu. W tym momencie nie jestem nawet w stanie przypomnieć sobie tytułów większości z nich. Na pewno mocno przemawiają do mnie emocjonalne ballady mniej lub bardziej bezpośrednio opisujące więzi międzyludzkie. Nie sądzę, żeby istniało coś wartościowszego w życiu niż to, co łączy istoty żywe. Na co komu władza, ambicja i pieniądze, jeśli nie ma się z kim tym wszystkim dzielić? Muzyka też potrafi dodawać sił i przynosić zapomnienie. Lubię gubić się w kompozycjach z szerokim instrumentarium. W utworach, które są w stanie wciągnąć, zadziałać na wyobraźnię i namalować przed oczami słuchacza nowe, nieznane dotąd krajobrazy.

Z Jerzym Grzechnikiem rozmawiała Joanna Sieg
(joanna.sieg@dlalejdis.pl)

Fot. JuCho

Zobacz również:
Pierwszą część rozmowy z Jerzym Grzechnikiem
Trzecią część rozmowy z Jerzym Grzechnikiem




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat