O tej wokalistce niewątpliwie słyszeli wszyscy. Znana jest nie tylko ze swojego znakomitego głosu i twórczości muzycznej, ale także z burzliwego życia. Nic dziwnego więc, że reżyserzy interesują się nim na tyle, by tworzyć na jego podstawie filmy. Dzieło Lee Danielsa skupia się na szczytowych chwilach kariery piosenkarki, pokazując je przez pryzmat narkotyków oraz romansów. Postać Billie staje się przez to nie do końca autentyczna, gdyż wydawać by się mogło, że całe jej życie krąży wokół uzależnień. Bez dwóch zdań są to ciekawe aspekty jej historii, jednak przedstawienie jej życiorysu pozostawia wiele do życzenia.
Film ratuje fantastyczna gra aktorska Andry Day oraz fenomenalna oprawa muzyczna. Dźwięki jazzu oraz ciągły dym papierosowy w tle oddają atmosferę tamtych lat. W centrum wydarzeń jest walka Billie z władzami, które próbują ją uciszyć ze względu na bardzo odważne działania i otwarte mówienie o traktowaniu czarnoskórych. Piosenka za którą wokalistka wielokrotnie była krytykowana to słynne „Strange fruit”. Mimo, że utwór przyniósł jej sławę oraz rozgłos, zadał z pewnością także wiele cierpienia. Jej historia pokazuje, że właśnie takie czyny oraz wychodzenie poza strefy komfortu skutkują zmianami.
Billie to ikona rebelii. Jako pierwsza czarnoskóra spopularyzowała pieśń będącą protestem przeciwko dyskryminacji rasowej. Jej dzieciństwo nie należało do łatwych. Była ofiarą gwałtu, a w nastoletnim wieku utrzymywała się z prostytucji. W filmie poznajemy także opowieść o jej romansie z agentem z Federalnego Biura Antynarkotykowego. Gdy w grę wchodzą uczucia, trudno o racjonalne myślenie. Produkcja w dosadny sposób przedstawia walkę Billie Holiday z uzależnieniami, ale i otwiera oczy na wydarzenia związane z rasizmem.
Emilia Twardzik
(emilia.twardzik@dlalejdis.pl)
„Billie Holiday”, reżyseria: Lee Daniels, 2021