„Elvis” - recenzja

Recenzja filmu „Elvis”.
Elvisa Presleya można lubić lub nie, jednak trudno podważać, jak wiele wniósł do świata muzyki, przemysłu rozrywkowego i popkultury. Do tej pory powstało o nim całe mnóstwo książek i filmów, pokazujących różne narracje. Czy najnowszy film „Elvis” jest jednym z wielu?

„Elvis” to historia wieloletniej relacji Elvisa Presleya z menedżerem Parkerem. Opowieść skupia się nie tylko na piosenkarzu, ale też elementach najbardziej kluczowych w jego karierze, w tym na jednej z najważniejszych osób w jego życiu, żonie Priscilli.

Choć sama nie lubię Elvisa Presleya, a jego muzyka nie wpisuje się w słuchany przeze mnie gatunek, historia została opowiedziana w taki sposób, że wciągnęła mnie z łatwością. Poznajemy głównego bohatera w różnych sytuacjach, a także jego otoczenie. Wszystko przypomina film fabularny, w którym jest sporo akcji i wiele wątków. Oprócz Elvisa było tam całe mnóstwo spraw związanych z Ameryką tamtych lat. Mnie ucieszyło zwłaszcza to, że sporo poświęcono problemowi rasizmu, a także jakoby przypomniano, skąd muzyka rozrywkowa się wywodzi.

Oczywiście nie brakowało samej muzyki rock and rollowej. Najbardziej znane utwory Presleya przeplotły film w bardzo integralny sposób. Nie czułam ani niedosytu, ani (o co łatwo w takich filmach) przesady, nie przytłaczały ilością.

Gra aktorska zasługuje na pochwałę. Czy to zatracający swoje ideały gwiazdor, czy zakochana i nieszczęśliwa Priscilla, bezwzględny menadżer - wszelkie przeżycia odtwarzanych postaci zostały pokazane doskonale, wywołując realne i silne emocje. Zwłaszcza rola Toma Hanksa zapada w pamięć.

Co więcej, mimo ogromu problemów „zza kulis”, historia Elvisa Presleya zdaje się tu być opowiedzianą w sposób dość obiektywny. Zostało podświetlone to, co działo się wokół Elvisa, dzięki czemu każdy widz może zinterpretować na własną rękę. Może też tego nie robić, a cieszyć się dobrym filmem. Tak bowiem został nakręcony. Porządnie. Widać, że reżyser Baz Luhrmann przyłożył się.

W efekcie wszystkich działań otrzymaliśmy ciekawy film o wschodzącej gwieździe, która wbrew pozorom nie ma łatwo; film, który może przyciągnąć każdego. Nie trzeba lubić Elvisa, by z przyjemnością obejrzeć zawiłe przygody z muzykowaniem w USA w latach 60./70.

Uważam, że film warto zobaczyć niezależnie, czy się lubi Elvisa Presleya, czy nie. Nie trzeba być nawet jakoś szczególnie zainteresowanym muzyką, bo „Elvis” to nie tylko „kolejny muzyczny film”, a naprawdę dobrze zrealizowana produkcja.

Kinga Żukowska
(kinga.zukowska@dlalejdis.pl)

„Elvis”, Baz Luhrmann, USA 2022.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat