W świecie gier konsolowych zawrzało od pojawienia się kontrolerów ruchów innych jak zwykły pad czy joystick. Początkowo konsola Wii pozwalała graczowi na cokolwiek więcej jak zwykłe kierowanie analogiem czy krzyżakiem i wciskanie odpowiednich guzików. Platformy PlayStation oraz Xbox wprowadziły własne technologię kontrolowania gier rozwijające pierwowzór Nintendo i wprowadzając innowacje.
Gra Let’s Dance with Mel B jest przeznaczona na konsolę Xbox 360 wyposażoną w kinect, który na mnie robi wielkie wrażenie. Mając do czynienia już z kilkoma pozycjami przeznaczonymi pod kinecta spodziewałem się po grze tanecznej dużej dawki rozrywki przez godziny. Swoje przekonanie budowałem na podstawie fenomenalnego Dance Central, przy którym bawiłem się bardzo długo i jedynie zmęczenie nie pozwalało mi grać dalej. Odpalając taniec z Mel B, nie mogłem być przygotowany na tragedię i horror, jaki mnie spotka.
Reklama gry sugerowała, że stajemy się uczestnikiem pewnego rodzaju zawodów tanecznych. Kinect przenosił nasz obraz na telewizor, pozwalając nam oglądać swoje mniej lub bardziej zgrabne odbicie. W tym miejscu wspomnijmy, że twórcami gry jest studio Lightning Fish Studios, które może pochwalić się skąd inąd niezłym Get fit with Mel B – niestety aerobik i taniec nie specjalnie chcą ze sobą współgrać. Odpalając tryb dla pojedynczego gracza na samym wstępie już czegoś brakowało. Dance Central rozpieściło i przyzwyczaiło gracza do fazy treningowej, gdzie do bólu gracz ćwiczył każdy z układów, by w tańcu wypaść jak najlepiej. Mel B uznała, że najlepszym sposobem na to, by być niezłym wirtualnym tancerzem, jest rzucenie się na głęboką wodę i od razu taniec. Efekty bez przygotowanych układów są tragiczne (mówię z własnego i cudzego przykładu), a frustracja wynikająca z tego, że nijak wpasowujemy się w resztę grupy tańczącej na ekranie rośnie w trybie geometrycznym.
Zdecydowanie, można poczuć się jak uczestnik scenicznych występów, ale niestety to my jesteśmy tymi przegranymi, których scena wygwizduje i obrzuca zgniłymi pomidorami. Nieczytelność układów wyświetlanych, by ułatwić grę oraz to, że gra potrafi naliczać punkty za losowe machanie rękami i nogami nie pobudza chęci szlifowania swoich umiejętności tanecznych. Pozycja umożliwia tryby dla wielu graczy, pojedynki, eliminowanie się nawzajem i tym podobne. Wszystkie różnią się od trybu dla pojedynczego gracza tym, że tragedia jest podwojona, potrojona, lub powielana nawet do 4 razy.
O oprawie graficznej nie ma specjalnie co się rozwodzić bo jest raczej krokiem do tyłu. Grafika Dance Central pomimo, że mniej realistyczna sprawdzała się o wiele lepiej i o wiele milej ją wspominam. Muzyka to chyba jedyny pozytyw pozycji, ponieważ piosenki są rozpoznawalne i powinny przypaść do gustu wszystkim sięgającym po gry taneczne. Jakoś prezentowanych układów pozostawia wiele do życzenia. O ile z układami w trybie hard z Dance Central można by zaryzykować eskapadę po nocnych klubach, to ruchy z ekipy Mel B są po prostu mierne. Albo zabrakło pieniędzy na jakiegokolwiek choreografa, albo została zatrudniona pani zajmująca się gimnastyką korekcyjną w podstawówce. Koszmar!
Zdecydowanie, nie polecam komukolwiek marnowania pieniędzy by zakupić Let’s Dance with Mel B – tragedia, jeżeli kupicie ją sobie sami. Co najmniej niechciany prezent, jeżeli kupicie komuś innemu. Rozrywka żadna, poziom frustracji wielki i złość ze zmarnotrawionego czasu potworna. Lepiej kupić płytę Spice Girls, gdzie Mel B robiła niezłe wrażenie, w wydaniu na Xbox 360 można tylko powiedzieć jej NIE! NIE! NIE!
Semko Bayer
(semko.bayer@dlalejdis.pl)