Facet, który daje plamę to już przecież standard. Albo zdradza Cię ze swoją koleżanką z pracy, albo z inną, młodszą dziewczynką w dwóch kucykach infantylizmu i tandety. Ewentualnie jeszcze facet taki realizuje mistrzowsko przebiegły plan ciągnięcia pięciu srok za ogon. W przypadku przyjaciółki chłopak mydli jej oczy czułostkami i rozmowami do białego rana o swojej stronie emocjonalnej, a ona liczy, że z całego arsenału panienek dookoła jego rozporka, to właśnie ją wybierze na towarzyszkę swojego życia. Problem w tym, że każda z jego "koleżanek", bądź "przyjaciółek" słyszy te same kwestie w innej oprawie muzycznej i w inne dni tygodnia. Przyjaciółka niestety nie zmądrzeje od dobrych rad i błędów swoich oddanych koleżanek. Poczeka cierpliwie na kilka kolejnych przepłakanych nocy, aż w końcu stanie przed lustrem i załamana psychicznie stwierdzi, że dość, że toksyny zaczynają psuć jej cerę i potrzebny jest jej detoks. Pójdzie do klubu, upije się, a rano obudzi w łóżku kompletnie obcego mężczyzny, albo jeszcze lepiej - znajomego mężczyzny. Cóż, błędy podszyte alkoholem często trzeba rozwiązywać na trzeźwo. I przyjaciółka ma szansę znaleźć kiedyś stabilny uczuciowo związek. Niestety ma też szansę spotkać inny typ, który napatoczył się mojej przyjaciółce typu B.
Przyjaciółka typu B. to osoba głęboko wierząca w swój dar do zmieniania otoczenia. Wplątuje się w samarytańskie układy z popsutymi moralnie, bądź właśnie emocjonalnie mężczyznami, którzy są z nią do bólu szczerzy. Pewnego pięknego, zimowego dnia usłyszała szczere wyznanie o tym, że nic ich nie łączy, że on spotyka się równolegle z kilkoma innymi, i że to wszystko jest jego ideologią, której nie zmieni, ale ona musi ją zaakceptować. Zaakceptowała i ich okazjonalny charakter znajomości zaczął zatruwać ją od środka. Były łzy w poduszkę i do ucha przyjaciółki po drugiej stronie aparatu telefonicznego. Były tony czekoladek, a później nieefektywny, nieskuteczny i nieregularny fitness w odwecie. Były desperackie próby przywrócenia mężczyzny zepsutego do świata moralności i braku infekcji dróg rodnych. Bezskuteczne. I tu także, w akcie katharsis nastąpiła autorefleksja owocująca zerwaniem z owym beznadziejnym obiektem. Przyjaciółka typu B. zadzwoniła do swojego żeńskiego fanklubu i wyszła lansować się podczas pierwszego wyzwolonego clubbingu. Upiła się i obudziła w łóżku kompletnie obcego mężczyzny, albo jeszcze lepiej - znajomego mężczyzny. Cóż, błędy podszyte alkoholem mają po prostu tendencję do podobnych rozwiązań finałowych i często powtarzających się schematów. I tu również pojawia się możliwość szczęścia małżeńskiego i stabilizacji wewnętrznej. Niestety pojawia się też szansa na związek w stylu trzeciej mojej przyjaciółki.
Ta z kolei świadomość swego tragicznego położenia odkryła już po pierwszych miesiącach względnego zakochania. Niestety straciła resztki instynktu samozachowawczego i pozostała, gdzie stała - w stanie stagnacji, ubezwłasnowolnienia i całkowitej zależności od faceta, dla którego mizoginizm stał się ideologią, a kobiecość zarazą, którą trzeba tępić. Tak toksyczny związek wydaje się być od razu niemożliwym do realizacji. Każda normalna dziewczyna migiem wyniosłaby się za góry i doliny rozsądku. Niestety każda normalna nie obejmuje swym zasięgiem zakochanej i naiwnej. I tak brnęła ta trzecia przyjaciółka w permanentne upokorzenie i całkowity brak satysfakcji - od intelektualnej po seksualną. A mężczyzna żerował na niej, niczym wampir energetyczny, wyczerpywał jej siły witalne i próg tolerancji. Aż w końcu przyjaciółka obudziła się i poczuła nagły przypływ odwagi cywilnej i samooceny. Uniosła się na tej fali wiary we własne możliwości i odpłynęła wprost w objęcia kolejnej porcji drinków i błędów, którym czoła trzeba było stawić rano. I co czeka ją dalej? Kolejny dramat obyczajowy?
Przy takim nawarstwieniu przypadków krytycznych, a otacza nas ich coraz więcej i to gorszych (bo przecież on bije, zdradza permanentnie, kłamie albo okazuje się gejem zdeklarowanym od dawna), jak można nadal mieć wiarę w rodzaj męski? W każdym kolejnym szukać z miejsca wad, które nas do niego zrażą? Nie wplątywać się w żaden związek w nadziei na to, że wolny seks nie łączy się z rozczarowaniami i bólem? Bo przecież każdy wybór to równe prawdopodobieństwo dwóch opcji, a kobiety współczesne to naród wyzwolony, który nie bierze, co się nawinie. Czekamy na opcję pewną i z dobrymi referencjami. Liczymy na komedię romantyczną z księciem na białym koniu. A tymczasem otacza nas populacja kłamców i drani? A wszystkie dobre egzemplarze już dawno noszą nadajniki na palcach? A co z samotnymi i pięknymi kobietami? Pozostają nam tylko fatalne związki bez przyszłości i spaczona męska moralność?
Przyjaciółka czwarta przy każdorazowym kryzysie dzwoni do przyjaciółki, przyjaciółki typu B. i przyjaciółki trzeciej, tłumacząc, że mężczyzn da się wychować, że to silna i niezależna kobieta rządzi światem damsko-męskim, że to od nas zależy nasze szczęście i powodzenie w związku, że każdego faceta można odpowiednio przystosować i że nie ma się, czym martwić. I chrzanić ten męski punkt widzenia na zasady i przyzwoitość. W końcu czym byłby ten male fatale bez etosu kobiecości, z którym biedak próbuje bezskutecznie walczyć? To przecież my podnosimy się zwycięsko i z gracją po każdej klęsce. I wychodzimy z nich mądrzejsze i silniejsze. I tej wersji trzeba się trzymać.
Olga Filipowska
(redakcja@dlalejdis.pl)