Marek Kaliszuk o sobie, życiu i popularności

Wywiad z Markiem Kaliszukiem o sobie, życiu i popularności.
Marek Kaliszuk jest jednym z najbardziej obiecujących aktorów młodego pokolenia. Swoim talentem porywa serca wielu fanek w całym kraju – zarówno tych młodszych, jak i starszych.

Postanowiłam porozmawiać z „bożyszczem” kobiet i zapytać Go o radzenie sobie z popularnością.

Magdalena Piechowiak: Kiedy odkrył Pan w sobie tę pasję? Czy już jako mały chłopiec marzył Pan o karierze aktorskiej?
Marek Kaliszuk: To jest dość trudne do określenia. Wydaje mi się, że od dziecka interesowały mnie wszelkie artystyczne sytuacje. Wynikało to chyba z tego, że w moim rodzinnym domu zawsze było dużo muzyki, Tata grywał na gitarze, Mama na pianinie i wszyscy wraz z siostrą i Babciami śpiewali. Okazji nie brakowało: imieniny, urodziny, święta itp. I ja, siedząc gdzieś w kącie w fotelu, nuciłem sobie pod nosem, i „przesiąkałem” tą atmosferą. O aktorskiej karierze nie marzyłem na pewno. Z biegiem czasu zdecydowanie częściej intrygowała mnie estrada i piosenka. Jako nastolatek zamykałem się w pokoju, tak żeby nikt nie słyszał i śpiewałem, o ile można to było nazwać śpiewem :). Natomiast o aktorstwie po raz pierwszy pomyślałem poważnie tuż przed maturą. Czułem, że jeśli nie pójdę do szkoły aktorskiej, bądź jakiegokolwiek studia piosenki to nie będę spać spokojnie.

Magdalena Piechowiak: Jak zareagowała na to Pańska rodzina, znajomi, przyjaciele? Od początku Pana wspierali, czy może próbowali „chronić” (przed przykrymi komentarzami, zawiścią i zazdrością ludzi)?
Marek Kaliszuk: Nie, zdecydowanie nikt nie próbował mnie od tego pomysłu odwodzić. Początkowo problemem dla rodziców była wizja „wyjścia syna z domu i rozłąki”, no i niestety kwestia finansowa, bo w obcym mieście trzeba było gdzieś mieszkać, i z czegoś się utrzymać. Ale zaufali mi i pozwolili i za to będę im wdzięczny do końca życia. Bo tylko dzięki ich wyrzeczeniom moje marzenie mogło zacząć się spełniać. Pamiętam, że nikt się nie spodziewał, że dostane się do Studium Wokalno-Aktorskiego za pierwszym razem. Ja sam zresztą też. Dziś się uśmiecham jak o tym myślę, bo chyba rodzice łudzili się, że jednak może zostanę w tym Olsztynie na pedagogice…

Magdalena Piechowiak: Traktuje Pan popularność jako „zło konieczne”? „Skutek uboczny” wykonywania tego zawodu?
Marek Kaliszuk: W każdym z tych określeń jest trochę prawdy. Jednak zdaję sobie sprawę, że jedno bez drugiego nie funkcjonuje. Ubolewam tylko nad faktem, że wielu ludziom brakuje wyczucia, taktu ,kultury, nie mówiąc już o pseudodziennikarzach, którzy wierzą, że gwiazdy są ich własnością. Naprawdę często współczuję osobom bardzo popularnym tego jak są traktowani przez paparazzich. A myślę, że to wcale nie jest konieczne. Odrobina etyki zawodowej i w miarę prosty kręgosłup moralny mógłby sytuacje rozwiązać… no ale cóż, takie czasy.

Magdalena Piechowiak: Istnieje zatem „złoty środek”? Sposób, który sprawiłby, by wszyscy byli zadowoleni: Pan, dziennikarze, Pańscy fani…?
Marek Kaliszuk: Myślę, że tak. Pod warunkiem, że obie strony wykażą trochę dobrej woli. Jeśli ktoś uprzejmie mnie prosi o wywiad, rozmowę, przysługę etc. to z pewnością chętniej się na to zgodzę niż w sytuacji kiedy ktoś tego żąda, bo ja muszę! Otóż nie, ja nic nie muszę. Szacunek, szacunek i jeszcze raz szacunek dla drugiego człowieka i jego pracy. Trzeba uszanować, jeśli ktoś odmawia – może jest zmęczony, ma kłopoty ze zdrowiem lub zwyczajnie nie ma ochoty.

Magdalena Piechowiak: Pierwsze kroki stawiał Pan na deskach teatru, od jakiegoś czasu jednak można Pana zobaczyć także w popularnych serialach telewizyjnych. Z którą z postaci mógłby się Pan identyfikować? Która z nich jest Panu najbliższa?
Marek Kaliszuk: Jeśli chodzi o serialowe postaci, to chyba z żadną nie mogę się identyfikować tak bardzo, jak np. z bohaterem musicalu Footloose – Renem,  którego gram od 5 lat na scenach gdyńskiej i gliwickiej. A dlaczego? Przytoczę fragment piosenki, która tam śpiewam: „Nie chodzę kiedy mogę biec, tak było od najmłodszych lat. Każą zwolnić mi nieraz – może byś na chwilę siadł! Sam chciałbym też, lecz roznosi mnie!”

Magdalena Piechowiak: Zalicza się Pan do grona pracoholików?
Marek Kaliszuk: Niestety tak.

Magdalena Piechowiak: Jest Pan typem marzyciela, myślącego poważnie o życiu idealisty? Czy może raczej imprezowicza z dystansem do rzeczywistości, „buntownika z wyboru”, któremu raz po raz zdarza się zaszaleć?
Marek Kaliszuk: Gdyby do marzyciela, myślącego poważnie o życiu idealisty dorzucić: sporadycznie zdarza mu się zaszaleć to będziemy blisko chyba!

Magdalena Piechowiak: Na koniec może zechciałby Pan coś przekazać młodym ludziom, studentom?
Marek Kaliszuk: Nie rezygnujcie ze swoich marzeń, nawet jeśli jest bardzo ciężko. I uczcie się! Mnie też często się nie chce, ale bez odpowiednich kwalifikacji nie będzie łatwo osiągnąć wybranego celu. Poza tym to, czego się dowiecie nikt Wam nie odbierze i nie wiadomo kiedy ta wiedza będzie niezbędna!

Magdalena Piechowiak: Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Marek Kaliszuk: Ja również dziękuję i pozdrawiam!

Magdalena Piechowiak
(magdalena.piechowiak@dlalejdis.pl)

Fot. marekkaliszuk.pl




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat