„Miłość po francusku” - recenzja

Recenzja filmu „Miłość po francusku”.
Romantyczna, urocza, zabawna komedia o zakazanych owocach, które, jak dobrze wiemy, smakują najlepiej! A gdy zjemy je w Paryżu to możemy być w raju!

Reżyserem „Miłości po francusku” jest David Moreau. Nazwisko to zapewne znane jest wielbicielom horrorów i thrillerów. To właśnie on reżyserował m.in. krwawą jatkę pt. „Oni”, czy słynny remake azjatyckiego horroru „Oko”. Tym razem mamy okazję poznać go w zupełnie innej roli. Co z tego wyszło?

Bohaterką „Miłości po francusku” jest zbliżająca się do czterdziestki rozwódka Alice, która poświęciła się dla kariery. Niestety, praca w magazynie modowym jest niewdzięczna, konkurencja o stanowisko redaktorki naczelnej zacięta i Alice szybko orientuje się, że jest zagrożona. Jej konkurentka jest młodsza, trzyma rękę na pulsie najnowszych technologii i wie, jak wykorzystać łóżko do promocji własnej osoby. Na szczęście w życiu Alice przypadkowo pojawił się student o wdzięcznym imieniu Balthazar. W wyniku nieporozumienia Alice zostaje posądzona o uwiedzenie młodziaka, co nagle zwiększa jej notowania w oczach szefostwa. Kobieta rozpoczyna więc grę pozorów. Ale serce nie sługa i to, co zaczyna się jako gra, wkrótce przemienia się w coś zupełnie innego...

Osobiście nie przepadam za komediami romantycznymi. Zawsze wydają mi się głupiutkie i banalne, a do tego z przewidywalnym zakończeniem. Polskie komedie romantyczne szczególnie omijam szerokim łukiem, natomiast zagraniczne czasem (ze wskazaniem na BARDZO RZADKO) uda mi się obejrzeć. Do „Miłości po francusku” podchodziłam sceptycznie. Jednak przyznam, że pozytywnie się zaskoczyłam. To, co wyróżnia film Davida Moreau od innych tego typu komedyjek to przede wszystkim zupełnie inne, powiedziałabym, że odważniejsze spojrzenie na problem różnicy wieku pomiędzy głównymi bohaterami. Do tego mamy szczyptę zabawnych gagów i całą masę dowcipów słownych. Całość składa się na niezwykle wykwintny i smaczny deser, który z przyjemnością możemy skonsumować, a nasz poziom endorfin na pewno wzrośnie bez obawy o puste kalorie.

Dodam także, że dla mnie jako ogromnego filmożercy ważną kwestią jest nie tylko scenariusz i fabuła, ale przede wszystkim gra aktorska. Tutaj reżyser i aktorzy spisali się bardzo dobrze. Postaci nie są tylko naszkicowane ołówkiem, są wielowymiarowe, a do tego brawurowo zagrane przez parę głównych bohaterów: Virginię Efirę i Pierre’a Nineya. Ich błyskotliwe i porywające dialogi, które można uznać za swego rodzaju wojnę płci, a także duża dawka humoru sytuacyjnego powodują, że film ogląda się z czystą przyjemnością. Zwykle jest tak, że to mężczyźni mają młodsze od siebie o kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat kochanki, tymczasem tutaj mamy sytuację odwrotną. I to mi się podoba! W końcu ktoś pomyślał o tym, że skoro mamy równouprawnienie to dlaczego kobieta nie może mieć młodszego od siebie faceta?

Polecam na letnie wieczory – po ciężkim dniu w pracy odskocznia w postaci „Miłości po francusku” na pewno was zrelaksuje i odpręży.

Joanna Sieg
(joanna.sieg@dlalejdis.pl)

„Miłość po francusku”, reż. Dawid Moreau, 2013, dystrybucja: Monolith Video




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat