Dewizą XXI wieku w stosunkach międzyludzkich stała się wyśpiewana przez Grabarza i jego zespół Strachy na Lachy propozycja - prowokacja: ?Chodź ze mną do łóżka,? Właściwie to już chyba nie prowokacja. W poprzednim wieku w pewnym stopniu za taką mogła uchodzić i wywoływać rumieniec na delikatnym licu, ale obecnie? Zdecydowanie nie! W czasach rozprzestrzeniającego się na szeroką skalę konsumpcjonizmu i pożerającej nasze osobowości komercji, wyzwaniem, a zarazem towarem deficytowym stała się miłość.
Jednak czy w wieku bez niewinności, ktokolwiek może sobie na tak ogłupiające uczucie pozwolić? Kiedy mielibyśmy znaleźć na nie czas? Między lunchem biznesowym a kolejnym zleceniem? Zresztą, po co mielibyśmy narażać siebie, swój cenny czas, drogocenną karierę? Tylko po to, by poczuć dreszcz przebiegający po karku i szybsze bicie serca na widok jakiejś tam osoby? Podobny efekt osiągniemy po wypiciu 5 filiżanek espresso, a dreszcze, no cóż, przy tak ?wspaniałym? klimacie, jaki mamy w Polsce, o nie nietrudno. Chyba, że ktoś pragnie doświadczyć tego, co opisał Jarosław Iwaszkiewicz: ?przestaję być sobą (...) Nie wróci długo spokój; lata całe będę nie rozumiał mych czynów, słów i blasku ziemi.? Coś jeszcze zostało? Ach tak, seks. Od czasów rewolucji seksualnej jednak przestał stanowić tabu. Mamy go teraz na wyciągnięcie ręki i od nas zależy, jak często po niego sięgamy. Zresztą Milan Kundera zaznaczył, że ?miłość nie wyraża się w pragnieniu uprawiania seksu, lecz w pragnieniu wspólnego snu.? Okazuje się, że nie ma ani jednego powodu, aby się zakochać.
Żyjemy sobie w takim razie w tempie tak zawrotnym, że potrafimy niemal doścignąć Kubicę. Zagryzamy po wyboistej drodze do kariery kolejnego szczura, bo inaczej on załatwiłby nas i nagle ,nie wiadomo skąd, zjawia się taki mały s******* o irytującym imieniu Amor, z jeszcze mniejszym od siebie łukiem, i nie pytając o zdanie, bezczelnie w nas wymierza. Nim zdążymy się zorientować, jesteśmy załatwieni. Nagle naszą koncentrację trafia szlag, szaleńczy wyścig z kolejnym napotkanym gryzoniem nie robi już na nas wrażenia, co więcej nawet go nie zauważamy. Natomiast poraża nas roztaczający się dookoła krajobraz, lazurowe niebo, białe obłoczki, słodkie pieski i kotki. Chodzimy z przyklejonym do twarzy głupawym uśmiechem, mętnym wzrokiem śledząc za odkrytym dopiero co pięknem natury, nie potrzebujemy żadnych używek, bez tego jesteśmy nieprzytomni i naiwnie szczęśliwi. Nie przypuszczamy jeszcze, że nadchodzi, jak (słusznie bądź nie) zauważyła Maria Konopnicka, ?klęska świata?, czyli... miłość.
Bardziej zadziorne egzemplarze, próbują walczyć z tym nieprzyzwoitym uczuciem i powrócić do ?normalności?, ale kto raz dostał się pod zdradziecki obstrzał tego wrednego bożka, ten nie ma najmniejszych szans, by wyjść z tego cało. Pozostanie mu tylko wykrzyczeć za Władysławem Broniewskim: ?to mi życie daje, to zabija, że ja ciągle (psiakrew!) ciebie kocham?.
Wszystko byłoby nie takie złe, gdyby nie to, że cudowne historie w stylu ? książę zakochuje się w kopciuszku albo księżniczka w żabie, która przemienia się w ślicznego księcia, a potem wszyscy żyją długo i szczęśliwie, można między bajki włożyć, czyli tam, gdzie ich miejsce.
W naszych bezwzględnych czasach nie mamy szans na cudownego pana Darcy, który rzuci nam świat do stóp. Tacy mężczyźni wyginęli wraz z Jane Austen. Nam pozostały już same ropuszki, ale czyż to nie są urocze stworzenia? Może, przy odrobinie szczęścia, z takiego płaza jednak jakiś tam księciunio się wyłoni, raczej mało prawdopodobne by od razu z zamkiem, no chyba, że błyskawicznym i to często niedopiętym. Nie ironizujmy jednak, bo jak pisał Tadeusz Kubiak: ?nasza czułość zabija nas, nasz cynizm zabija innych?.
Jaki morał z tej historii? Taki, że nawet w krwiożerczym kapitalizmie jego drapieżni i bezwzględni reprezentanci, chcąc nie chcąc, mogą zostać pokonani przez jedną jedyną siłę ? miłość.
Jowita Kubiak
(jowita.kubiak@dlalejdis.pl)