Podstawowy problem borykania się z #overthinking to myślenie, ale nie zgodnie z maksymą „Cogito ergo sum”, a opierające się na nadmiernym analizowaniu zarówno już dawno nieaktualnych spraw mających miejsce w odległej przeszłości, stanu teraźniejszego, jak i hipotetycznych zdarzeń czy następstw podejmowanych przez siebie decyzji. Overthinking w fachowym ujęciu może być definiowany jako paraliż analityczny, którego skutkiem są trudności w normalnym funkcjonowaniu i wykonywaniu codziennych czynności oraz negatywny wpływ na relacje interpersonalne.
Zjawisko brzmi błaho i śmiesznie, zapisując się we współczesnej kulturze jako sformułowanie o charakterze memicznym. Tymczasem dla osoby, której zdarza się przerabiać w głowie nawet najmniejszy problem, będzie ono kolejnym powodem poddania analizie swoich ostatnich czynów i słów. Bo przecież skoro wyświetlił/-a i nie odpisała w przeciągu maksymalnie pięciu minut, to na pewno coś nie tak i się na Ciebie obraził/-a albo już Cię nie lubi. Jeśli to koleżanka, to pewnie zdążyła już Cię wyśmiać, obgadać ze swoimi znajomymi i już nawet lepiej nie próbuj pokazywać się na drugi dzień w pracy, a jeśli to zrobiłaś Twój ukochany, to przestałaś mu się podobać i albo woli spędzać czas z kolegami, albo zdążył już sobie znaleźć kogoś na boku. Sytuacja przypomina fabułę kiepskiej produkcji filmowej, ale właśnie w ten sposób działa podświadomość osoby skłonnej do nadinterpretowania rzeczywistości.
Przyczyn skłonności do roztrząsania rzeczywistości należałoby doszukiwać się w traumatycznych wydarzeniach z przeszłości, które mogły pozostawić swój ślad w psychice danej jednostki, obniżając przy tym jej samoocenę i poczucie własnej wartości. Taki wstrząsający moment w życiu to przykładowo odtrącenie ze strony rodzica czy partnera, które wywołało nieustannie towarzyszący strach przed stratą, co z kolei utrudnia wchodzenie w związki ze względu na obawy związane z ponownym odrzuceniem. Tendencję do nadmiernej analizy mają przede wszystkim osoby dotknięte brakiem samoakceptacji, perfekcjonizmem i zmagające się z pesymistycznym sposobem postrzegania świata, które nie czują się wystarczające i nie wierzą, że ktoś mógłby szczerze je pokochać i widzieć w nich potencjalnego kandydata do stworzenia poważniejszej relacji.
To tak właściwie nawet nie jest prośba o pozwolenie, a raczej badanie gruntu pod pretekstem, że przecież „wchodzą do oczu i są już takie jakieś zniszczone”, a w efekcie próba wyczucia, czy po takiej zmianie wciąż będziesz mu się podobać. To po części też wina powszechnie funkcjonujących przekonań i stereotypów głoszących, że z reguły mężczyźni wolą kobiety o długich włosach, prezentujących się jak te z reklam popularnych marek kosmetyków do ich pielęgnacji. Realia są jednak nieco inne i w zdrowym związku nikt nie będzie prosił swojej drugiej połówki o aprobatę, a tym bardziej pozwolenie na zmianę fryzury czy jakąkolwiek inną tak niewiele znaczącą ingerencję w swój wygląd. To też po części kwestia zaufania, bo przecież nie przestaje się kochać ot tak, a kocha się kogoś takim, jakim jest.
Daria Korzep
(daria.korzep@dlalejdis.pl)
Fot. freepik.com