VOD „Żegnajcie, głupcy” – recenzja

Recenzja VOD „Żegnajcie, głupcy”.
Tragikomiczna historia o kobiecie, która próbuje naprawić błędy przeszłości.

Nieuleczalnie chora Suze poszukuje dziecka, które jako nastolatka oddała do adopcji. Pomaga jej w tym niedoszły samobójca, a w pewnym momencie także niewidomy archiwista. To dość nieoczywiste zestawienie postaci mogłoby spełnić swoją rolę, gdyby tylko film zakończył się w odpowiednim momencie. Widocznie jednak twórcy uznali, że im więcej ważkich problemów w produkcji, tym korzystniejszy odbiór. Próba samobójcza, choroby i utrata dziecka to za mało. Przydałoby się wspomnieć jeszcze o… A może by tak o młodych karierowiczach z problemami w nawiązywaniu relacji? Idealnie – bardzo na topie. Trudno uwierzyć, że końcowe sceny są ukazane na serio. A może nie są? Może ta melodramatyczna papka to celowy zabieg? Parodia?

To, że film ogląda się znośnie jest zasługą odtwórców głównych ról: Virginii Efiry i Alberta Dupontela, którzy grają przekonująco. Ona sprawdza się jako zdeterminowana i silna kobieta, a on jako zrezygnowany i podporządkowujący się losowi mężczyzna w średnim wieku. Doskonale się uzupełniają i czuć między nimi chemię. Nie do końca przekonuje natomiast pan Blin (Nicolas Marié), niewidomy pracownik archiwum, który jest postacią stworzoną prawdopodobnie po to, by rozładować napięcie. Żarty z jego niepełnosprawności przypominają momentami te serwowane podczas przeglądów kabaretowych. Najlepsza praca dla osoby niewidzącej? W archiwum, do którego nikt nie zagląda, a przy tym bez dostępu do światła, bo warto szukać oszczędności. Możliwe, że celem twórców była krytyka dyskryminacji niepełnosprawnych, w co z kolei trudno uwierzyć, gdy serwuje się widzom tak bardzo przerysowaną postać niewidomego. Na szczęście pan Blin miewa też swoje dobre momenty.

Co sprawia, że troje obcych sobie osób postanawia połączyć siły? Ostatecznie chyba fakt, że doskwiera im samotność oraz nie mają nic do stracenia. Wspólne, na granicy prawa, poszukiwania utraconego dziecka nie tylko dostarczają bohaterom emocji, ale także utwierdzają ich w przekonaniu, że nadal mogą się na coś przydać. Jest to więc swego rodzaju opowieść o ludziach odrzuconych, cierpiących i na co dzień niedostrzeganych oraz pomijanych, przedstawiona tak, by nie wyciskać łez i mieć nadzieję na pomyślne zakończenie.

„Żegnajcie, głupcy” może być udanym seansem, o ile przekonają nas do siebie postaci, ujmie nawiązana między nimi relacja oraz puścimy w niepamięć pewne sceny. Kicz momentami osiąga apogeum, a zachowanie bohaterów i przedstawione sytuacje są tak bardzo naiwne, że wręcz rozczarowujące. Istnieje jednak szansa, że jeśli film zatnie się w odpowiednim momencie, to będziemy wspominać go zupełnie przyjemnie.

Paulina Kryca
(paulina.kryca@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat