Samo zło
Antybiotyki są mocnym rodzajem leku, dlatego też wypisuje się je na receptę. Mogą być szkodliwe, ale tylko wtedy, gdy się ich nadużywa. Bakterie to paskudny wróg, który dostosowuje się do naszych przeciwdziałań, mutuje i nabiera odporności. Jeśli jesteśmy chorowici (np. kilka razy w roku dopada nas angina), lekarz na pewno zmieni nam kilka razy lek. Jeśli nie, sami powinniśmy go o to poprosić.
Antybiotyki osłabiają naturalną odporność. Z tego powodu lekarz najczęściej zapisuje też osłonę, czyli tabletki, które zapobiegną rozwojowi grzybicy. By jej uniknąć, możemy dodatkowo spożywać kefiry, maślanki czy jogurty naturalne, które zawierają żywe kultury bakterii. Wiele ludzi lekceważy zażywanie osłony, a to ma swoje konsekwencje, m.in, stan zapalny błon śluzowych (jamy ustnej i pochwy – te dwa są najczęstsze, ale także odbytu), co wiąże się z pieczeniem i swędzeniem. Mogą się także pojawić biegunka i wymioty.
Zdrowy rozsądek
Podczas choroby powinniśmy kierować się kilkoma złotymi zasadami. Przede wszystkim po antybiotyk musimy udać się sami (a nie wysłać męża, babcię, ciocię,…), by lekarz mógł dobrać odpowiedni. To, że nasza znajoma brała tabletki o nazwie X, nie znaczy, że i nam pomogą. Jej zapalenie płuc zostało bowiem wywołane przez całkiem inne bakterie. Co więcej, żaden antybiotyk nie działa na wszystkie rodzaje bakterii! Powinniśmy poinformować lekarza, jakie antybiotyki braliśmy do tej pory. Zbyt częste stosowanie tego samego leku powoduje zaadaptowanie się bakterii do jego składu. Słowem – stracimy pieniądze, wykupując go, a on nijak nie pomoże. Kolejną rzeczą, którą wielu ludzi ignoruje, jest stosowanie antybiotyku do końca, czyli do ostatniej tabletki, nawet jeśli poprawa zdrowia jest oczywista. Wiele osób ma to za nic. A to wielki błąd. To tak, jakby w połowie jazdy tramwajem wyrzucić bilet, zakładając, że jeśli kontrolera jeszcze nie było, to na pewno już nie będzie.
Antybiotyki od początku swojego istnienia mają na celu ratowanie zdrowia i życia, a nie uśmiercanie i powodowanie znacznie gorszych powikłań. Napar z ziółek pomoże nam na przeziębienie czy grypę, które są wirusowe, ale nie na anginę, która jest bakteryjna. Działa to także w drugą stronę. Przeziębienia ani grypy nie wyleczy antybiotyk, bo wirus jest tworem bezkomórkowym. Przyjmowanie antybiotyku tylko nas osłabi i da większe pole do popisu chorobie. Bakteria natomiast jest zbudowana z komórek, więc będzie równym przeciwnikiem w walce o przywrócenie zdrowia naszemu organizmowi.
Jeśli sądzicie, że lepiej nie brać antybiotyku i poczekać, aż choroba przejdzie sama, pamiętajcie, że kilkadziesiąt lat temu ludzie umierali od bakterii. To, że mamy XXI wiek nie oznacza, że powietrze jest czystsze czy bakteriobójcze. Nadal jesteśmy zagrożeni. Idąc ulicą, siedząc w parku, czy jadąc autem. Bakterie to podstępny, niewidzialny wróg. Naprawdę warto zrezygnować na tydzień z alkoholu i zastosować się w pełni do zaleceń lekarza, niż wylądować potem w szpitalu z anginą, która pociągnęła za sobą zapalenie płuc albo coś znacznie gorszego. A jeśli to nasz przyjaciel jest chory, a nie my, wyślijmy go do lekarza, zamiast dawać mu resztę antybiotyku, który został nam z ostatniej choroby. Nie dość, że mu w ten sposób nie pomożemy, to jeszcze możemy skomplikować sprawę. Warto być odpowiedzialnym za pogorszenie jego stanu?
Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)