CHAOS JEST NAJBARDZIEJ TWÓRCZY! – pierwsza część rozmowy z Jerzym Grzechnikiem

Wywiad z Jerzym Grzechnikiem - uczestnikiem The Voice.
Kiedyś postanowił porzucić pracę biurową i postawił wszystko na jedną kartę: muzykę.

Uwielbia podróże, twierdzi, że po swoim dziadku odziedziczył talent do uczenia się języków obcych, a na co dzień występuje w Teatrze Studio Buffo w Warszawie. Obecnie możemy go oglądać w nowej edycji „The Voice of Poland”, gdzie startuje w konkursie na najlepszy głos w Polsce. Oto Jerzy Grzechnik.

Joanna Sieg: Aktualnie bierzesz udział w programie „The Voice of Poland” – co skłoniło Cię do udziału w nim?
Jerzy Grzechnik: „The Voice” to bardzo ciekawy format, świetnie wyprodukowany i rozreklamowany na całym świecie. Uważam, że udział w nim daje szanse uczestnikowi w rozmaitych sferach i na wielu płaszczyznach. Dotarcie do szerszej publiczności nie jest jedynym atutem tego programu. Biorąc udział w „The Voice” mamy również okazję konfrontacji ze świetnymi wokalistami. Mówię tu oczywiście o trenerach wokalnych, ale nie tylko. Jestem pewien, że wśród uczestników także będzie można znaleźć niejednego inspirującego artystę. Poza tym sytuacje stresowe i pełne emocji, na których w zasadzie bazuje ten program, dają możliwość poznania siebie samego z zupełnie innej strony. To także szalenie rozwija i uświadamia. Mimo, że mam za sobą kilka lat pracy na scenie, podczas etapu Przesłuchań w Ciemno miałem wrażenie, że śpiewam po raz pierwszy w życiu. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek poczuł aż taki wybuch adrenaliny w moim organizmie. Z tego typu konfrontacji ze stresem człowiek uczy się zaskakująco dużo!

JS: Nie boisz się tego, że będziesz w programie oceniany i porównywany z innymi?

JG: Charakter mojej pracy z założenia wiąże się z byciem poddawanym ocenie. W gronie widzów, oglądających nas podczas jakiegokolwiek koncertu, bez wątpienia znajdzie się pewien procent osób, którym występ się nie spodoba. Będą też tacy, którzy pozostaną na niego obojętni. To jest oczywiste. Każdy ma pełne prawo do wyrażania swojej opinii i nie mam problemu z konstruktywną krytyką. Powiem więcej, ja osobiście jestem najsurowszym jurorem dla samego siebie. Irytują mnie tylko sytuacje, gdy ktoś krytykuje z założenia, nie będąc w stanie podać jakiegokolwiek uzasadnienia swojej opinii. Program „The Voice of Poland” nie polega na niczym innym, niż na ocenie i porównywaniu. I myślę, że każdy z nas ma obawy, że pokaże się ze złej strony lub nie przypadnie komuś do gustu, ale jest to ryzyko zawodowe. Mógłbym dyskutować z samą ideą, ponieważ osobiście często nie jestem w stanie określić czy dany artysta jest „lepszy” od innego, jeśli obaj reprezentują sobą zupełnie różne style i umiejętności. Myślę, że w ogóle proces tego typu eliminacji jest z założenia krzywdzący dla jednej ze stron i często dużo zależy od przypadku, ale takie są reguły gry i właśnie to widzowie lubią oglądać, więc nic innego nie pozostaje, jak zacisnąć zęby i liczyć na łut szczęścia.

JS: Który z jurorów jest dla Ciebie największym autorytetem?

JG: Śpiew przed takim gronem osobowości sceny jest nie lada wyzwaniem. Dwie piękne kobiety, diwy i artystki najwyższej próby, które na stałe zapisały się w polskiej kulturze muzycznej, charyzmatyczny rockman – buntownik oraz chłopaki – energetyczni i nowocześni. Tak naprawdę, chciałbym mieć okazję kiedyś popracować z każdą z tych wybitnych osobowości. Z pewnością bardzo wiele bym się od nich nauczył. Ale decyzję mogłem podjąć tylko jedną i absolutnie jej nie żałuję. Wygrała wrażliwość i emocjonalność. Cechy tej wyjątkowej artystki i sposób w jaki podchodzi do śpiewu zawsze były wzorem i busolą na mojej własnej drodze muzycznej.

JS: Co myślisz na temat takich programów? Nie sądzisz, że jest to produkowanie kolejnych wokalistów i wokalistek na jeden sezon?

JG: Myślę, że to właśnie dzięki takim programom młodzi ludzie dostają szansę, tworzy się zdrowa konkurencja na rynku, a poziom artystyczny i techniczny naszych wokalistów gwałtownie rośnie. Owszem, dużo osób pojawia się tylko na chwilkę, ale są też tacy (Enej, Lemon, Grzegorz Hyży, Ewelina Lisowska), którzy skutecznie urozmaicają naszą narodową branżę muzyczną, podwyższając tym samym poprzeczkę innym. To dobrze, bo tacy artyści sprawiają, że możemy bez wahania wypływać na sceny światowe. Zresztą uważam, że rynek jest na tyle obszerny, że znalazłoby się na nim miejsce dla dużo większej liczby osobowości. Tak naprawdę sukces komercyjny artysty nie do końca zależy od tego, co sobą reprezentuje,  ale od tego czy zechce zainteresować się nim wytwórnia, inwestując tym samym pieniądze w promocję. A gdzie lepiej jest pokazać się publiczności i potencjalnemu wydawcy, jak nie w takim programie? Oczywiście do tego wszystkiego dochodzi jeszcze, jakże pożądany w tej branży i już wcześniej przeze mnie wspominany łut szczęścia...

Z Jerzym Grzechnikiem rozmawiała Joanna Sieg
(joanna.sieg@dlalejdis.pl)

Fot. JuCho

Zobacz również:
Drugą część rozmowy z Jerzym Grzechnikiem
Trzecią część rozmowy z Jerzym Grzechnikiem




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat