Mansplaining określić można jako męski protekcjonalizm. Ma on miejsce, gdy przedstawiciel brzydszej płci wyjaśnia coś oczywistego kobiecie, traktując ją przy tym z góry. „Ja wiem lepiej”, „Mam doskonałą wiedzę”, „Wytłumaczę ci to jak dziecku”, „Ty nie masz o tym pojęcia”, „Nie jesteś na ten temat w ogóle zorientowana”. Arogancja, wyniosłość, nadętość, brak skromności, przemądrzałość, kpina, pogarda. Niejeden z facetów właśnie tak odnosi się przeważnie do przedstawicielki płci pięknej, gdy tylko znajdzie się w jej towarzystwie i łaskawie postanowi swojej interlokutorce coś wytłumaczyć. Bywa, że traktowane są tak nie tylko gospodynie domowe, ale również doświadczone i utalentowane specjalistki z różnych dziedzin, których kariera, umiejętności i osiągnięcia przyprawiać powinny o podziw i uznanie. Nie w oczach mansplainera. Co to to nie!
Bywa, że mansplainer upiera się przy swoim zdaniu, nawet gdy nie ma racji. Bywa, że brnie w jałową dyskusję, drwiąc z niedouczenia i niezaradności kobiety („ty i zmiana koła w samochodzie, ha, ha, ha”), przytaczając absurdalne argumenty, wytykając i wyolbrzymiając najmniejsze błędy, byleby tylko zagadać, zmieszać rozmówczynię i pokazać swoją wyższość. Męskie ego uwielbia dominować. Wielu zakompleksionych albo bardzo pewnych siebie facetów próbuje więc się czasem dowartościować właśnie przez protekcjonalizm i pokazanie innym swojej „genialności”. „Patrz na mnie kobieto i podziwiaj”. Mansplainera poznać można ponadto po tym, że przepada on za wygłaszaniem pouczających monologów, gdy tylko nawinie mu się w zasięgu wzroku jakiś rozmówca. Cechą charakterystyczną mansplainera jest też często to, że jest on zwolennikiem patriarchatu, nie ma zbyt wysokiego mniemania o kobiecym IQ oraz że jest entuzjastą powiedzenia: „Ryby, dzieci i kobiety głosu nie mają”. Cóż poradzić na odwieczny mansplaining? Najlepiej po prostu mieć dystans.
Iwona Trojan
(iwona.trojan@dlalejdis.pl)
Fot. pixabay.com