Horoskop prawdę ci powie?

Cała prawda o horoskopach.
Każda z nas chociaż raz w życiu przeczytała horoskop, postawiła pasjansa z nurtującym pytaniem, a nawet udała się po poradę do wróżki.

Nawet najbardziej sceptycznie nastawione do wróżb, będąc młodym dziewczęciem, lały wosk w Andrzejki. Dlaczego? Bo wróżby, astrologia i magia, to świat, który intryguje, przyciąga do siebie. Od zarania świata ludzkość poddawała się wróżbiarstwu, w gwiazdach szukała odpowiedzi na trudne pytania.

Podobnie jest z przesądami. Niby nie wierzymy, a jednak staramy się jak to mówi przysłowie: „nie wywoływać wilka z lasu”. Nie przyznając się nawet same przed sobą, obawiamy się czarnego kota przebiegającego drogę. Nie przejdziemy pod rozstawioną drabiną, czy nie opowiemy o swoich planach znajomym, zanim się nie ziszczą, by nie zapeszyć.

Zaliczam się do osób trzeźwo myślących i w miarę twardo stąpających po ziemi. Sceptycznie jestem nastawiona do wróżbiarstwa, horoskopów czy przesądów. Uważam, że najważniejsze jest pozytywne myślenie. Ono jest w stanie uchronić nas od popełnienia błędów. A racjonalne i trzeźwe podejście do trapiącego problemu, więcej jest warte, niż szukanie porady u astrologa.

Nie powiem jednak, żebym czasem nie przeczytała jakiegoś horoskopu. Ot tak, z czystej ciekawości. I właśnie pewien przeczytany horoskop i ciąg zdarzeń, jakie po nim nastąpiły, uzmysłowiły mi, że wystarczy odrobina zaślepienia, by uwierzyć, że los mamy zapisany w gwiazdach.

Jakiś czas temu wpadł mi w ręce horoskop, a że nie miałam nic lepszego do roboty, przestudiowałam go dokładnie. Wynikało z niego, że tydzień przede mną zapowiada się wprost ekscytująco. Czeka mnie nieoczekiwany przypływ gotówki, w pracy będą mnie chwalić, a na mojej drodze pojawi się tajemniczy brunet, który zburzy moje dotąd ustabilizowane życie. Nie napisano jedynie, co ten przystojniak zechce zburzyć w tym życiu. Drogą dedukcji stwierdziłam, że zapewne zechce wygryźć narzeczonego. W horoskopie zawarte było ostrzeżenie, że ktoś czyha na moje pieniądze. Po przeczytaniu tej jakże zajmującej lektury, szybko o niej zapomniałam.  Aż wybiła godzina „X”, dnia pamiętnego „Y”, kiedy to bieg wydarzeń o mało mnie nie powalił i to dosłownie.

Wysiadając z samochodu, na parkingu przed redakcją, niemal potknęłam się o papierowe 10 zł. W mych zwojach mózgowych, niczym neon wyświetlił się napis: „nieoczekiwany przypływ gotówki”. Owszem, to kwota nieduża, ale kwota i co by nie mówić, na pewno nieoczekiwana.

Po wejściu do redakcji, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, zostałam wezwana przez naczelnego. Z uśmiechem posadził mnie w fotelu, informując następnie, że mój wywiad z panem „Nadętym”, który miał być rzekomo klapą, okazał się hitem. W głowie wyświetlił się kolejny neon: „w pracy będą mnie chwalić”. Poczułam jak ogarnia mnie przerażenie. Co jak co, ale sprawdzenie się dwóch rzeczy z horoskopu, nie można już chyba nazwać przypadkiem?

Po pracy, spiesząc się na spotkanie, zagapiłam się i przejechałam na czerwonym świetle. Rzecz jasna, nie umknęło to uwadze ukrytej nieopodal policji. - Dokumenty, poproszę - w oknie odezwał się głos władzy. Podałam dokumenty i osłabłam. Przede mną stał piękny niczym Apollo (tyle że ubrany), brunet o urodzie Włocha. W myślach rozbłysł napis: „brunet, który zburzy, moje dotąd ustabilizowane życie”. No i zburzył przystojniak jeden. Wlepił mi mandat i punkty karne, które dostałam po raz pierwszy w życiu!

Gorączkowo czekałam, kto czyha na moje pieniądze. Bo i o tym horoskop wspominał. No i kto na nie czyhał? Rzecz jasna, że policjant - przystojniak, wlepiając mi cholerny mandat.

Szukanie rad w horoskopach, czy pasjansach, nie jest żadnym wykroczeniem. Pod warunkiem, że nie podporządkowujemy im całego swojego życia. Czyli, nie rozpoczynamy dnia od przeczytania horoskopu dziennego, który dogłębnie analizujemy, po czym ślepo wierząc we wszystko, co w nim jest zawarte, wyczekujemy jego ziszczenia się. Nie biegniemy po poradę do wróżki, zaraz po tym, jak poznałyśmy fajnego mężczyznę, by udzieliła nam informacji, czy to już jest ten jedyny.

To, jakie jest nasze życie, zależy tylko i wyłącznie od nas i naszego zdrowego rozsądku. Żadna wróżka nie jest w stanie powiedzieć nam jak żyć.

„Każdy jest kowalem własnego losu” - jak mawia stare przysłowie.

Katarzyna Redmerska
(katarzyna.redmerska@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat