„Czarodziejki W.I.T.C.H. Tom 12” – recenzja

Recenzja książki „Czarodziejki W.I.T.C.H. Tom 12”.
Przygody nastoletnich czarodziejek nie tylko dla nastolatek

Od zawsze lubiłam serię W.I.T.C.H. W dzieciństwie były to gazetki z komiksami, w latach późniejszych seria książkowa w języku po angielskim, więc bardzo ucieszyłam się, że Egmont zdecydował się wydać tę serię po polsku. Kolejny tom oczywiście musiałam zakupić, gdy tylko się pojawił.

Ragorlang, stwór żywiący się ludzką energią, i przebiegła Tecla nie dają dziewczynom spokoju. Hay Lin przeżywa koszmary zarówno w snach, jak i na jawie, ponieważ fioletowe potwory zjawiają się także w Sheffield Institute. I tylko dr Folkner, pracujący w szkole tajemniczy lekarz, nie jest zaskoczony. Jaką odgrywa rolę? Jest przyjacielem czy wrogiem? Dziewczyny wkrótce się o tym przekonają. Tymczasem w ich codziennym życiu dzieje się bardzo wiele w sferze uczuć. Jak poradzą sobie z tym wszystkim W.I.T.C.H.?

Nie sposób nie zacząć od tego, co najbardziej rzuca się w oczy w pierwszym kontakcie z książką, a mianowicie od wydania i kwestii wizualnych. Niezmiennie twarda oprawa i duży format budzą we mnie negatywne odczucia. Trzeba przyznać, że daje to wrażenie ekskluzywności, jednak zupełnie nie pasuje do gatunku. Komiksy o wiele lepiej sprawdzają się w formie zeszytów lub zwyczajnych książek. Takie wydanie przekłada się też na cenę, co sprawia, że od pierwszego tomu zastanawiam się, kto właściwie jest grupą docelową. Młodsi czytelnicy czy osoby już dorosłe, które wracają do historii czarodziejek po latach? Jeśli to drugie, to z kolei mam problem z intensywnie cukierkową kolorystycznie oprawą. Także 12. tom jest tak różowy jak tylko się da. O wiele bardziej przemawia do mnie bardziej stonowane wydanie anglojęzyczne wydawnictwa Yen. Jej zaletą jest też zawartość dodatkowa na końcu, czyli np. opisy różnych postaci, miejsc itd., które występują w świecie W.I.T.C.H. Mała rzecz, a cieszy. W książkach od Egmont tego mi brak. Z każdym tomem liczę na ten dodatek, ale znów się przeliczyłam.

Komiks jednak zdecydowanie nadrabia treścią. Zarówno kreska, rysunki, jak i historia trzyma poziom poprzednich części. Pojawiło się całe mnóstwo nowych wątków, idealnie rozwijających już przedstawioną historię. Seria przyzwyczaiła mnie do zaskakujących w najlepszym możliwym stylu zwrotów akcji, ale wszelkie, jakie zaserwował Ragorlang, a więc nowy problem głównych bohaterek, były naprawdę niezwykłe.

Oprócz jednak tych poważnych, wielkich spraw związanych z ratowaniem świata, nastolatkom przyszło mierzyć się z codziennością. Ogromnym atutem całej serii są wyraziste postacie. Nie inaczej jest w przypadku tomu 12. Will, Irma, Taranee, Cornelia i Hay Lin dojrzewają, widać to w sposobie ich zachowania i sytuacjach, z którymi się mierzą. To wyszło bardzo realistycznie. Podobało mi się przedstawienie problemów, w dużej mierze sercowych, związanych z przywiązaniem itp. Na pewne kwestie życiowe komiks rzucił naprawdę interesujące światło. Poprzez Teclę z kolei w bardzo obrazowy, choć niejednoznaczny sposób, wpleciono motyw pogoni za młodością.

Tom 12. jest bardzo, bardzo zaskakujący. Do historii W.I.T.C.H. dokłada całe mnóstwo nowych wątków i spraw, ale zostało to zrobione w bardzo dobrym stylu. Utrzymuje poziom poprzednich i jest krótko mówiąc genialny. Gdy więc przeczytało się poprzednie, ten po prostu trzeba poznać. Niestety tylko wiele osób takich ja, wciąż musi trochę przymykać oko na wydanie (przy czym oczywiście rozumiem, że w trakcie nie zmienią tego) i brak dodatkowych elementów.

Kinga Żukowska
(kinga.zukowska@dlalejdis.pl)

Gaja Arrighini, Enna Bruno, Davide Baldoni, „Czarodziejki W.I.T.C.H. Tom 12”, Egmont, 2024.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat