„Światło po zmierzchu” - recenzja

Recenzja książki „Światło po zmierzchu”.
Rozkapryszona aktorka, zahukana kura domowa i gburowaty fotograf przyrody okazują się mieć ze sobą więcej wspólnego niż się może wydawać. Łączy ich skłonność do podejmowania beznadziejnych wyborów życiowych.

Wraz z nadejściem jesieni, chętniej sięgam po powieści obyczajowe, takie które choć z pozoru może nie mają wiele do zaoferowania, to jednak kryje się w nich jakieś głębsze dno. Tegoroczną zmianę pór roku uczciłam sięgając po książkę Żanety Pawlik o jakże pasującym do jesiennego klimatu tytule „Światło po zmierzchu”. To powieść obyczajowa z elementami romansu, w której główna bohaterka Julia, znana aktorka filmowa, zaczyna zauważać, że jej czas bycia na szczycie powoli przemija. Propozycje filmowe przestają przypadać jej z łatwością, zaś w teatrze, w którym jest bardzo szanowana, sama aktorka niezbyt się odnajduje. Stając się główną bohaterką skandalu na bankiecie, opuszcza wielkie miasto i zaszywa się na odludziu, aby poukładać swoje myśli. Równolegle do losów kobiety poznajemy także życie jej siostry - Teresy, typowej kury domowej, która z Julią ma niewiele wspólnego, choć mimo tego los zabawnie pokrzyżuje drogi obu kobiet oraz ich bliskich.

„Światło po zmierzchu” czyta się dość dobrze, jest to książka napisana dojrzałym, poprawnym stylistycznie językiem, a sama historia utkana jest również całkiem przyzwoicie z różnych wątków, Dla mnie brakuje tutaj tego mistycznego „czegoś”, co sprawia, że wczuwamy się w historie bohaterów i ciężko jest nam opuścić fikcyjny świat choćby na chwilę. Przesłanie autorki jest tutaj dość jasne - ludzie się nie zmieniają, a miłość to zbyt mało i nawet silne uczucie niewiele zdziała, jeśli jesteśmy zbyt uparci. A bohaterowie tej powieści to doskonały przykład na to, jak upór potrafi zniszczyć człowiekowi życie i sprawić, że nigdy nie zazna on szczęścia, samemu raz po raz stając sobie na drodze ku spełnieniu.

Opowieść snuta przez Pawlik z początku nudziła mnie nieco, odebrałam ją też jako dość pretensjonalną i wtórną, z nieco przerysowanymi postaciami, trywialnymi ścieżkami rozwoju akcji. Czułam się trochę jakbym oglądała typowo kobiecy, mało ambitny serial, który choć nie wyróżnia się niczym szczególnym, to jednak wciąga na tyle, aby zostać przy nim na dłużej i zobaczyć jak potoczą się losy jego bohaterów. Są tutaj momenty grania na strunach wrażliwości czytelnika, zwroty akcji, a nawet dialogi między bohaterami skłaniające do głębszych przemyśleń. Podczas lektury zdarzały mi się momenty, kiedy odkładałam na chwilę książkę. Myśląc, ile razy w życiu ja sama, przez upór jaki widziałam u bohaterów książki, traciłam szansę na coś dobrego.

„Światło po zmierzchu” kusi przepiękną okładką i choć nie jest to powieść szczególnie zapadająca w pamięć, to mimo wszystko jest warta polecenia, ponieważ będzie stanowić idealne uzupełnienie jesiennego wieczoru w towarzystwie kocyka i herbatki.

Joanna Adamski
(joanna.adamski@dlalejdis.pl)

Żaneta Pawlik, „Światło po zmierzchu”, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań, 2023




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat