„Widmo Brockenu” – recenzja

Recenzja książki „Widmo Brockenu”.
Spotkanie Wiktora Forsta i Joanny Chyłki, czyli książka zaskakująca nawet jak na Remigiusza Mroza? Czy połączenie takich osobowości to nie za wiele „dobra”?

Jak przypomina wydawca, po wypadku na Zawracie Wiktor Forst był zmuszony pogodzić się z tym, że jego zdrowie nigdy nie wróci do poprzedniego stanu. Pożegnał się z bieganiem, a także chodzeniem po Tatrach. Osiadł w Krakowie i niespodziewanie w końcu poukładał sobie życie, odnajdując jego sens w rodzinnej egzystencji z Dominiką i jej dziećmi. Nie miał zamiaru wracać w góry. Zrozumiał, że to w nich spotkało go wszystko, co najgorsze, i zmusił się, by wymazać je z pamięci. One jednak nigdy nie zapomniały o nim. Warto tu też zaznaczyć, że aby nie mieć problemu z odnalezieniem się w świecie książki, należy znać też serię o Joannie Chyłce i Kordianie Oryńskim. Napis z tyłu książki głosi, iż nadciąga zima stulecia, a wraz z jej nadejściem wrócą najmroczniejsze tajemnice, jakie skrywały Tatry. Czy nie jest to czcza obietnica?

Książka zaskakuje już od pierwszych stron, bowiem czytelnik zostaje wrzucony w wir wydarzeń i napiętą sytuację, których kontekst nie jest jasny. Wszystko wyjaśnia się z czasem. W „Widmie Brockenu” jest mnóstwo akcji i jej zaskakujących, niewiarygodnych zwrotów. Niektóre wydawały mi się wręcz sztuczne.

Choć klimat związany z górami, za który uwielbiam serię z Wiktorem, w zasadzie został utrzymany, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że coś go zaburzało. Fabuła zaś wydawała się "rozlazła". Autor rozwijał wiele wątków, te z serii z komisarzem przeplatając z serią o Joannie Chyłce. Końcowo w książce pełno jest dosłownie wszystkiego, to jakby skondensowanie twórczości Mroza w jednej książce. Przez to pewne kwestie zostały potraktowane pobieżnie, zostały jedynie zaznaczone. To wprowadziło lekki zamęt i chaos.

Oś fabuły trzymała się jednak naprawdę interesującego i prawie nie podejmowanego przez pisarzy wątku historycznego związanego z nie tak bardzo odległą historią górali. Niestety przez ogrom wątków, które wnieśli Chyłka i Kordian, a także przez pewien sposób rozwijania akcji związanego z ich zachowaniem, czułam ogromny niedosyt w kwestii samej sprawy.

Wyraziści bohaterowie kłócili mi się ze sobą, ich połączenie nie wyszło na dobre. Osoba Joanny Chyłki w zasadzie okazała się w ogóle nie pasować do tej serii. Postacie sprawiały wrażenie przerysowanych, a dialogi płytkie. Niektóre sytuacje wręcz żenowały. Nie mogę też wybaczyć Mrozowi ośmieszenia Osicy oraz tego, że Wiktor Frost przestał przypominać dawnego siebie.

Charakterystyczny dla siebie styl autor jednak utrzymał, dzięki czemu książkę czyta się szybko. Niestety, choć przyzwyczaił nas do szokujących obrotów zdarzeń, w tej książce z tym przegiął. Zaskakujące zwroty czekały na czytelnika niemal do ostatniej strony, przez co w końcu – przez przesadę – przestały budzić takie emocje, jakie w założeniu powinny. Zamiast napięcia, wywołały dziwne znużenie „niespodziankami”. Niektóre rozwiązania były naciągane, a całość pozostawiła tylko niesmak.

Jako wielka fanka serii o Forście, mniejsza o Chyłce (ale jednak!), żałuję, że przeczytałam „Widmo Brockenu”. Tak chwalony Remigiusz Mróz bardzo rozczarował. W dodatku książka została tak skonstruowana, a zachowanie bohaterów było tak denerwujące, że wiem, iż po kolejny tom nie sięgnę. Nie polecam więc tej książki ani fanom jednej serii, ani drugiej.

Kinga Żukowska
(kinga.zukowska@dlalejdis.pl)

Remigiusz Mróz, „Widmo Brockenu”, Wydawnictwo Filia, 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat