Jedenasty już tom w serii o Sookie Stackhouse zatytułowany „Martwy w rodzinie” trzyma wysoki poziom poprzednich części. I chociaż nie jest to literatura z tych ambitniejszych, nie ma się co oszukiwać – Harris przoduje w wampirycznej literaturze.
Po ostrej Wojnie z Wróżkami, Sookie Stackhouse doznała licznych obrażeń – nie tylko na ciele, ale także i duszy. Brak stabilności emocjonalnej, ciągłe uczucie gniewu, nie wpływa pozytywnie na jej rekonwalescencję. I chociaż oprócz JB do zdrowia pomaga jej wrócić krew ukochanego Erica, sprawy wcale nie wyglądają lepiej. Jakby tego było mało, dziewczyna zgadza się udostępnić swój las stadu wilków, by mogły polować podczas pełni. I ta decyzja również nie jest przemyślana. Pewnego wieczoru, Basim informuję Sookie, że w lesie pojawił się grób, a w nim zwłoki mężczyzny. Wróżki ponownie zaczynają się kręcić wokół domu dziewczyny. Problemom nie ma końca, gdyż Erickowi zagraża wysłannik króla, a do miasta przybywa nie kto inny, jak jego stwórca. Czy kolejne starcie gatunków wisi w powietrzu?
Harris dzięki bogatej wyobraźni, wprawie w pisaniu i lekkiemu stylowi stawia całą serię na wysokim piedestale. Autorce pomysłów nie brakuje, a brak ograniczeń w tworzeniu co rusz to nowych wątków sprawia, że książka zyskuje wiele na wartości, a czytanie o losach wróżek, wilków, wampirów i innych stworów nocy jest czystą przyjemnością. Cała seria jest głównie skierowana do osób lubiących fantastykę i paranormal romance - „Martwy w rodzinie” tylko mnie w tym przekonaniu utwierdził. Gdyby tak wykreślić wcześniej wymienione czynniki (wampiry itp.), powieść byłaby kiczowata jak żadna inna. Oprócz tego w czasie czytania, ma się wrażenie, że autorka aż za bardzo chce przeciągnąć losy bohaterów do granic możliwości – przez co wszystko traci wyrazistość, niekiedy nudzi i irytuje.
Osobiście wystawiłabym tej książce mocną tróję. Nie dlatego, że mi się nie podobało – bo naprawdę dałam się wciągnąć w zawiły świat Harris i spędziłam z „Martwym w rodzinie” kilka przyjemnych godzin, ale dlatego, że autorka się często powtarza. Nie brak w tej książce niespodzianek, tajemnic dobrej akcji oraz pięknej i czystej miłości. Jednak, kiedy czyta się już jedenastą księgę, ma się wrażenie, że to wszystko już było. Zdecydowanie bardziej wolałabym, żeby zmieściła historię w maksymalnie 7 książkach, niż rozwlekając jej, bo co za dużo, to niezdrowo.
Magda Surmacz
(magda.surmacz@dlalejdis.pl)
Charlaine Harris, „Martwy w rodzinie”, MAG, Warszawa 2012