„Adam Bede” - recenzja

Recenzja książki „Adam Bede”.
George Eliot należy do grona tych pisarek, które niezwykle cenię, cieszy mnie zatem fakt, że debiut tej znakomitej wiktoriańskiej twórczyni, doczekał się w końcu polskiego wydania. Czy ta, bardzo dobrze przyjęta przez ówczesną krytykę, powieść może nadal oczarować także współczesnego czytelnika?

„Adam Bede”, to doskonała panorama końca XVIII wieku, ale także historia dramatycznego czworokąta miłosnego, rozgrywająca się (a jakże) na angielskiej prowincji. Główni bohaterowie to: młodziutka i niezwykle naiwna Hetty Sorrel, tytułowy Adam Bede  zakochany w  Hetty i z tego powodu rywalizujący z bardzo bogatym kapitanem Arthurem. Ostatnią postacią tego dramatu jest piękna kuzynka Hetty, mocno mieszająca w tym układzie Dina.

Już w swoim debiucie autorka doskonale rozrysowała wiarygodne psychologicznie portrety bardzo zróżnicowanych postaci. Pogłębiona charakterystyka, niejednoznaczność, wielowymiarowość bohaterów, to wszystko czym podbijała odbiorców w kolejnych powieściach, jest także świetnie pokazane w jej pierwszej książce. Najsłabiej na tym tle wypada tytułowa postać. Adam jest niemalże zbyt idealny jako syn, pracownik, przyjaciel, niezwykle dojrzały i inteligentny altruista. Na szczęście George Eliot potrafi nadać wiarygodności nawet takim postaciom, z którym trudno się (ale tylko pozornie) identyfikować.

Kolejnym charakterystycznym dla tej pisarki zabiegiem jest osadzenie akcji na angielskiej prowincji, która tylko powierzchownie może być odbierana w kategoriach spokoju  i sielanki. Eliot pokazuje, jak wiele emocji, skłębionych i pogmatwanych uczuć kryją małe domki i wielkie rezydencje, w których pod maską dobrych manier skrywa się czasami niegodziwość, ale także zwykła ludzka słabość, prowadząca niekiedy do dramatów. Pisarka potrafi jednocześni odmalować tę swoją ukochaną prowincję w taki sposób, że jednak jawi się ona, mimo swoich niedoskonałości, jako miejsce dobre, warte tęsknoty za dobrymi i mimo wszystko spokojniejszymi czasami.

Wspomnieć trzeba także o silnych kobiecych postaciach, z których zasłynęła później Eliot. Tworząc postać Diny Morris, pokazała, że silna religijność może iść w parze z chęcią emancypacji. Czerpiąca inspirację ze środowiska w którym się obracała, autorka znacznie wyprzedzała swoje czasy, tworząc bohaterkę, która zdecydowania odmawiała ustępowania kroku mężczyznom.

„Adam Bede” nawet w swoich słabszych fragmentach jest powieścią wartą uwagi, zasługującą na kolejną i kolejną lekturę, z racji swojej uniwersalnej wymowy, ale także z powodu piękna literackiego języka, stworzenia różnorodnych postaci, którym sekundujemy oraz uchwycenia melancholijnego nastroju świata, którego już dawno nie ma.

Małgorzata Tomaszek
(malgorzata.tomaszek@dlalejdis.pl)

George Eliot, „Adam Bede”, Wydawnictwo MG, Warszawa 2024




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat