Bezczasowość w powieści Kalwasa

Recenzja książki „Tarika”.
Dziesięć opowieści. Miejsca porozrzucane w czasie, który zdaje się nie istnieć. Wreszcie bohater – nieodgadniony człowiek przechadzający się po paralelnych światach. Oto „Tarika.”

Tarika” w języku arabskim oznacza drogę – przewodni motyw książki. Bohater, czyli sam autor, wcale nie szuka drogi. Nie podąża żadną ścieżką, mimo to odnajduje się w kolejnych miejscach. Oddzielne opowieści, pozornie niespójne, łączy nie tylko osoba bohatera. Spajają je także elementy pojawiające się w równoległych światach, jak choćby te same osoby czy rzeczy widziane w innej scenerii, w innym tle.

Kalwas za nic ma szekspirowską zasadę jedności miejsca. Nie utrzymuje jej nawet przez sekundę, bo jednostka czasu zdaje się w ogóle nie istnieć w jego powieści. Świat przedstawiony (o ile można go tak nazywać) zdaje się być oniryczną wizją, senną marą dyktowaną podświadomością, wspomnieniami i pragnieniem, tego co ma nadejść. Nie wiadomo, czy bohater znajduje się w Ghanie, Togo czy Aleksandrii (gdzie właściwie zaczyna się książka), ponieważ każde miejsce mogło być jedynie bodźcem do przywołania następnego. Ze wspomnień albo i marzeń przyszłości.

Przemierzając z bohaterem jego Tarikę, ścieramy się z wieloma tematami, jakie w powieści (czy może lepiej: zbiorze opowiadań?) podejmuje autor. Jego spotkania z ludźmi wyzwalają pytania o kulturalne spory, nieporozumienia między Wschodem i Zachodem. W swoich spotkaniach przybliża nam Cortazara, Gombrowicza, bez ogłady cytuje Wittgensteina czy Schulza, przeplatając fragmenty ich dzieł z własną nadpisaną historią. Podczas swojej mentalnej podróży Kalwas powraca także do Polski Ludowej, Polski swego dzieciństwa, pokazuje jej absurd, ale także swego rodzaju beztroskę tamtych lat, smak. Truskawek choćby, które stają się głównym tematem jednej z historii.

Autor gdzieś ma reguły, pisarską etykietę, gotową formę podawczą dla czytelnika. Niechże sobie nie rozumie. W całej tej niewiedzy i nierozumieniu (nie za wszystkim da się nadążyć w groteskowym obrazku pełnym absurdów) jest coś uroczego i prawdziwego. Patos wymieszany z wulgarnością, metafizyka z winem i skrętem u boku, poezja w parze z  gównem. Może to kogoś zżymać, razić chaosem i brakiem „właściwej” akcji (jak ją zdefiniujesz?), ale mi się szczerze podoba.

Absurd, gniew, śmiech, beztroska, fascynacja oraz wiele innych – w „Tarice” roi się od uczuć, zmiennych stanów, rozbieżnych nastrojów. Paradoks goni paradoks. Cała ta kompozycja rzeczy, które oddzielnie zapewne byłyby nie do zniesienia, tworzy ciekawą całość, otarcie o Absolut z flaszką taniego wina.

Natalia Kędziak
(natalia.kedziak@dlalejdis.pl)

Piotr Ibrahim Kalwas, „Tarika”, JanKa 2012




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat