Wydawać by się mogło, że dostaniemy całkiem zwyczajną powieść obyczajową. Zaczyna się dość normalnie: jesteśmy świadkami małżeńskiej kłótni. Między Deanem a Vanessą przestało się układać już jakiś czas temu, oboje żyli ze świadomością, że ich małżeństwo przechodzi poważny kryzys, jednak żadne z nich nie zdecydowało się na podjęcie kroków mających na celu rozwiązanie zaistniałego problemu - aż do teraz. Padają gorzkie słowa, te niewypowiedziane wiszą w powietrzu, zagęszczając atmosferę. Autor ze znawstwem oddaje w tej początkowej scenie odczucia bohaterów, pozwalając nam wniknąć w ich myśli i poznać skrywane emocje i sekrety.
Stopniowo poznajemy też innych bohaterów, żyjących w tym samym prowincjonalnym miasteczku, będących w ten czy inny sposób ze sobą powiązanych. Mamy starszego mężczyznę, który nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanej żony, szefową Vanessy, której w końcu udało się znaleźć miłość oraz współpracownika Deana, który jest jednocześnie kochankiem jego żony. Relacje między nimi wszystkimi są dość specyficzne. Jakby tego było mało - pewnej nocy całej piątce śni się ten sam, niesamowity sen.
I w tym momencie pozornie prosta i nieskomplikowana fabuła zaczyna wymagać od czytelnika skupienia. Razem z bohaterami przenosimy się do świata z pogranicza jawy i snu. Tu wszystko jest możliwe - nie dziwi pojawienie się różowej słonicy z tajemniczą mapą na ciele czy ruchomych, ożywionych i gadających przedmiotów. I jak to ze snami bywa - niczego nie możemy być pewni. Wydaje nam się, że już się odnaleźliśmy w świecie wykreowanym przez Carrolla, a w chwilę później okazuje się, że wzięliśmy senny majak za rzeczywistość. Przenosimy się w czasie i przestrzeni, przeżywamy ponownie niektóre sytuacje, nie mając jednak wpływu na przeszłe zdarzenia. Z każdą stroną przekonujemy się, że związek między nieznajomymi - na pierwszy rzut oka - osobami jest bardzo silny i że nie bez powodu znalazły się one w tym samym miejscu o tym samym czasie, śniąc ten sam sen.
„Kąpiąc lwa” pobudza do rozważań, jak już uda nam się trochę odnaleźć w przemieszanych czasoprzestrzeniach i zaczynamy się zastanawiać nad niektórymi kwestiami poruszanymi przez bohaterów. Na pierwszy niejako plan wybija się kwestia przemijania i tego, jak zapamiętujemy nasze życie i jak zapamiętają nas inni. Odnosiłam wrażenie, że między tymi przenikającymi się płaszczyznami realno-fantastycznymi (z przewagą tego drugiego) przebija się dość często nawoływanie do przeżywania jak najlepiej naszego życia, do poświęcania czasu bliskim i nie skupiania się na przedmiotach. Pojawiają się również odwieczne pytania o sposób funkcjonowania świata i istnienie sił wyższych, dbających o sprawne funkcjonowanie tego mechanizmu. Odwiecznemu porządkowi świata zaczyna zagrażać Chaos, który powstrzymać mogą mechanicy, do tej pory dbający o właściwe funkcjonowanie kosmosu. Wreszcie - czy istnieje życie przed/po życiu?
Wiadomo - ilu jest czytelników, tyle istnieje różnych sposobów odbioru danej książki. Najnowsza książka Jonathana Carrolla nie jest lekturą „na raz”. Jest wielowątkowa, czasem pozbawiona porządku, do którego przywykliśmy, i wielopłaszczyznowa - jak nasze sny. Każdy z nich można odczytać na kilka sposobów. Tak samo jest przy czytaniu „Kąpiąc lwa” - w najmniej spodziewanych momentach nachodzą nas różne myśli, sprowokowane tym czy innym fragmentem.
Agnieszka Piktel
(agnieszka.piktel@dlalejdis.pl)
Jonathan Carroll, „Kąpiąc lwa”, Poznań, Dom Wydawniczy Rebis, 2013