„Łucznik” – recenzja

Recenzja książki „Łucznik”.
Artur Żurek kreśli w swojej najnowszej powieści obraz nieudolnych polityków pazernych na władzę, rzuca lekkie światło na rozgrywki polityczne, pokazuje nam też ogłupione społeczeństwo oraz dowodzi, że można sparaliżować stolicę państwa za pomocą jednego łuku. Jednak czy ta powieść jest udana?

W zasypanej śniegiem Warszawie od strzał giną kolejne osoby. Ludzie panikują, policja jest bezradna jak dzieci we mgle, a pan Henryk Zamroz, nieaktywny pisarz po zawale z lubością popija drogie trunki, grając w szachy z przyjacielem. Nawet się nie domyśla, że wkrótce zostanie wplątany w sprawę tajemniczego mordercy-łucznika siejącego postrach w całym mieście.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że autor chyba nie przepada za polską policją. Przedstawiciele służb okazują się bowiem tak niekompetentni, że zastanawiam się, czemu noszą mundury. Jeśli tylko udaje im się dojść do jakichś konkluzji albo wpaść na nowy trop,  dzieje się zawsze za sprawą jakichś przypadkowych ludzi, np. sekretarki, ewentualnie ktoś sam się zgłosi na posterunek z dowodami lub pretensjami. Bezradność policji jest naprawdę męcząca.

Czytając książkę, oceniam ją m.in. pod kątem wiarygodności. Tym razem zastanawiałam się, jak to możliwe, że w takim mieście jak Warszawa grasuje sobie jakaś osoba z dużym, nieporęcznym łukiem i nikt nic nie zauważa. Jeśli nawet przyjmiemy, że ten łuk się składa, to strzały nie są składane, a wszystko razem mieści się w nie najmniejszej walizce lub torbie. Ponadto postać chodzi sobie gdzie chce, robi co chce, a nikt nie może nawet wpaść na żaden ślad, zupełnie nic. Liczne w Warszawie kamery akurat jakimś cudem jej nie mogą złapać, żaden świadek nic ważnego nie zauważył.

No i najlepsze, że tajemnicza postać zawsze trafia idealnie. Boczny wiatr, rozproszenie, fakt, że upatrzona ofiara nagle wykona zwrot lub się pochyli – to wszystko się nie dzieje w tej książce. Mamy także okazję zapoznać się z płytkimi myślami łucznika. Niestety, mordercza postać jest dla mnie mało wiarygodna, a jej motywacja nie przekonuje.

Główny bohater nie jest tak ciekawy, jak mógłby być. Wiedzie życie „emeryta” o nienajgorszych dochodach, dużo pije (w iluż to kryminałach znajdziemy podobny motyw?). Nie chce mu się nic robić, nie ma większych zainteresowań, generalnie snuje się po mieście. Kiedy Henrykowi spodoba się pewna kobieta, nie czyni nic, by nawiązać z nią bliższy kontakt. Na co czeka? Nie wiadomo. Może na to, żeby łucznik i ją sobie upatrzył?  Pod koniec książki Zamroz zachowuje się też dość dziwnie.

Na plus muszę zaliczyć fakt, że książkę czyta się bardzo szybko i łatwo. Dwa lub trzy dłuższe wieczory  z gorącą herbatką i kocykiem powinny wystarczyć, aby zapoznać się z tym kryminałem. Wyrazy uznania należą się autorowi także za to, że sprawnie sobie radzi z tematami społecznymi, takimi jak np. parcie na szkło osób decyzyjnych, usiłowanie zdobycia sławy kosztem ofiar, emigranci, niekompetencja służb, w tym profilerów, żerowanie na strachu, panika w czasie zagrożenia. Akcja płynie gładko, widać że autor ma już za sobą wcześniejsze doświadczenia pisarskie.

Cieszę się również, że redaktorka i korektorka stanęły na wysokości zadania, bo wnętrze książki wygląda dobrze od strony wizualnej. Okładka w ciemnych barwach jest ładna, dobrze zaprojektowana i cieszy oko.

Podsumowując, polecam fanom lekkich powieści obyczajowo-kryminalnych polskich autorów, którzy lubią szybko „połykać” książki.

Iwona Radomska
(iwona.radomska@dlalejdis.pl)

Artur Żurek, „Łucznik”, Wydawnictwo INITIUM, Kraków 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat