„Mała księżniczka” - recenzja

Recenzja książki „Mała księżniczka”.
Czy klasyka literatury dziecięcej przystaje to dzisiejszych, dynamicznych czasów? Jak w tym wszechogarniającym zgiełku poradzi sobie „Mała księżniczka”?

Są w naszym życiu książki, które sprawiały, że jako dzieci z przyjemnością spędzaliśmy wakacyjne dni na lekturze. Na kartach powieści pojawiali się bohaterowie, których perypetie wywoływały na naszych twarzach rumieńce. Takimi postaciami z mojego dzieciństwa z pewnością były Ania Shirley, Pan Samochodzik  i Sara Crewe. Już przy recenzji „Tajemniczego ogrodu” wspominałam, że mam niezwykły sentyment do twórczości Frances Hodgson Burnett. Czy spotkanie po latach z „Małą księżniczką” okazało się udane, a może magia tej powieści uleciała wraz z upływem lat?

Bohaterką powieści jest siedmioletnia dziewczynka o imieniu Sara, która wprost z egzotycznych Indii trafia na londyńską pensję panny Minchin. Bogactwo jej ojca sprawia, że traktowana jest tutaj niczym najprawdziwsza księżniczka. Wszystko zmienia się w momencie, gdy ojciec dziewczynki umiera, a niebywała fortuna i kopalnie diamentów okazują się mrzonką. Panna Minchin nie wyrzuca dziewczynki na bruk, ale od tej pory Sara nie ma prawa uczestniczyć w zajęciach lekcyjnych. Zostaje przeniesiona do zimnego, zdewastowanego pokoju na poddaszu i  zaczyna pracować jako posługaczka na pensji. Mimo własnej niedoli, dziewczynka przyzwyczajona do luksusu, nie załamuje się. Przyjmuje swój los z godnością, a nawet staje się oparciem dla Becky – jedynej towarzyszki swojej niedoli.

„Mała księżniczka” to fantastyczna opowieść o sile empatii. Empatia w XXI wieku często uważana jest za oznakę słabości, a Frances Hodgson Burnett właśnie z niej uczyniła największą siłę człowieczeństwa. Osoby o wrażliwej naturze podczas lektury mogą uronić nawet łezkę, bo skala okrucieństwa wobec osieroconej dziewczynki przekracza granice wyobraźni. Sara Crewe mimo niewielu lat w metryce zaskakuje dojrzałością, hartem ducha, cierpliwością, wytrwałością i otwartym sercem. Właśnie dzięki tym cechom przyciąga do siebie niczym magnes wszystkie stworzenia (nie tylko te ludzkie) i sprawia, że ich świat staje się piękniejszy. Może obraz Sary został w książce zbyt wyidealizowany, ale przecież bajkowe księżniczki są również wolne od wad.

„Mała księżniczka” nadal pozostanie jedną z moich ulubionych książek dzieciństwa, ponieważ nadal uwielbiam baśnie. A zakończenie? No cóż, przecież świat realny jest czasami na tyle smutny, że bajkowe zakończenia dają nadzieję na to, że dobre uczynki zostaną nagrodzone. Czym byłaby wszakże historia Kopciuszka bez odrobiny magii? Współczesne dzieci mogą niestety poczuć się znudzone bohaterką, która nie wybucha złością, a płacz uważa za oznakę słabości. Dorosła jak na swój wiek Sara unaocznia nam nasze wady, a to irytuje najbardziej. Polecam jednak tę historię nie tylko każdej młodej damie i małemu dżentelmenowi, ale także wszystkim łobuziakom. Spróbujmy zarazić młode pokolenie miłością do klasyki i wyruszmy razem w  podróż, gdzie wyobraźnia czasami ma moc sprawczą.

Anna Wasyliszyn
(anna.wasyliszyn@dlalejdis.pl)

Frances Hodgson Burnett, „Mała księżniczka” , Kraków, Wydawnictwo MG, 2021




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat