„Pożegnanie z sobą” – recenzja

Recenzja książki „Pożegnanie z sobą”.
Szukasz rozrywki i lekkiej, sympatycznej lektury na wiosnę? „Pożegnanie z sobą” nie jest książką dla Ciebie. Jeśli jednak cenisz literaturę trudną i refleksyjną, zapoznaj się z recenzją.

Nie zmuszę Cię do przeczytania całej recenzji tylko po to, żebyś dowiedziała się, czy uważam książkę za wartościową. Owszem, i bardzo mi się podoba. Nie mogę jednak napisać, że „lektura sprawiła mi radość”, a powieść polecam wszystkim czytelnikom. Uczucie radości i „Pożegnanie z sobą” nie idą w parze. Nie uważam też, że po książkę powinien sięgnąć każdy. Jest to studium choroby psychicznej dysocjacyjnej, bardzo trudne, smutne i poruszające. Stanowi potężną bazę do rozważań nad życiem i sobą, zwłaszcza jeśli doświadczyło się bądź wciąż doświadcza zaburzeń psychicznych i emocjonalnych. Myślę, że to wartościowa książka dla osób z depresją (ale nie w trakcie aktywnego stanu depresyjnego!) i ich bliskich. Tym pierwszym pomoże poczuć się mniej samotnie, drugim przybliży stan chorego. Stanowi wartość także dla osób cierpiących na inne zaburzenia psychiczne i ich rodzin, przyjaciół.

„Pożegnanie z sobą” należy do szczególnego rodzaju powieści, które nawet jeśli nie są autobiografiami albo nie mają elementów autobiograficznych – a przynajmniej czytelnik nie dostaje takiej informacji – brzmią na tyle realistycznie, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż niedaleko im do autobiografii. Tym bardziej trudno mi uwierzyć, że książka stanowi debiut Jarosława Musialika. Chapeau bas dla autora. Przedstawił historię niespełna czterdziestoletniego Krzysztofa, który ma w życiu wszystko, o czym marzą ludzie. Dobrą i sprawiającą satysfakcję pracę, uznanie społeczne, mnóstwo pieniędzy, rodzinę, piękny dom. Wtem mężczyzna zauważa u siebie zachowania, których nie rozumie. Zatrzymuje się lub – jak sam to określa – „staje”. Traci kontakt z rzeczywistością i stoi tak przez wiele godzin, aż wraca do siebie.

Krzysztof udaje się do lekarza. Dostaje leki i zaczyna nieregularnie uczęszczać na terapię. Dowiaduje się, że cierpi na chorobę dysocjacyjną. „Pożegnanie z sobą” nie stanowi jednak optymistycznej opowieści o tym, jak mężczyzna poddaje się leczeniu i wygrywa z chorobą bądź uczy się z nią żyć. Powieść jest przygnębiająca i powoduje w czytelniku ogromny smutek, ponieważ ta choroba nie jest uleczalna, a Krzysztof to tylko człowiek. Jak ty, jak ja. Nie każdemu się udaje. Obserwujemy więc, jak życie bohatera przemienia się w gruzy. Odrzucone szanse, zmarnowane okazje, skrzywdzeni bliscy. Zapadanie się w siebie przetasowane chwilami, w których mężczyzna sądzi, że ma świat u stóp. Nieodłącznym etapem jego terapii jest zmierzenie się z przeszłością, z której wymazał kilka lat. Niestety i tam nie znajduje ratunku. Wręcz odwrotnie.

Po przeczytaniu „Pożegnania z sobą” chciało mi się płakać. Miałam wrażenie, że ktoś wyrwał kawałek mnie i zostawił bolesną, ziejącą dziurę. Bynajmniej nie znaczy to, że żałuję czasu poświęconego na lekturę. Mimo błędów językowych, których nie wystrzegł się Musialik, a których nie dopilnowała Agnieszka Jedziniak odpowiedzialna za korektę, uważam powieść za niemal doskonałą. Jestem też pod wrażeniem zakończenia. Naturalnego, jedynego właściwego zwieńczenia historii Krzysztofa.

Ta książka pozostawia czytelnika z głębokim smutkiem w sercu, ale jest to smutek warty przeżycia, przemyślenia i przekucia w coś dobrego. Na pewno do niej wrócę.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Jarosław Musialik, „Pożegnanie z sobą”, Gdynia, Novae Res, 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat