„Sidła” – recenzja

Recenzja książki „Sidła”.
Mocno, brutalnie, z przytupem. Tak, jak lubię.

Powiem szczerze, tak totalnie, że chociaż nazwisko Piotra Kościelnego przewijało się gdzieś w moich książkowych poszukiwaniach wielokrotnie, jakoś nie miałam okazji sięgnąć po żadną jego powieść. A to miałam coś do przeczytania, a to do dokończenia, a to akurat ukazywał się kolejny tom mojej ulubionej serii. I chociaż bardzo kusił mnie opis na książkach pana Piotra, zawsze odsuwałam sięgnięcie po nie na „kiedyś”. Aż wreszcie powiedziałam dość i postanowiłam sięgnąć po nowość - „Sidła” – które jak się okazało są drugą częścią cyklu z komisarzem Sikorą w roli głównej. I chociaż wiele było nawiązań do części poprzedniej, a nawet pojawiali się tamci bohaterowie – wcale mi to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie – zachęciło do sięgnięcia po „Łowcę”, którego lada chwila ma przynieść mi kurier.

Na wrocławski komisariat policji zgłasza się młoda kobieta, która informuje o zaginięciu koleżanki, z którą bawiła się na imprezie. Niemal w tym samym czasie ginie inna kobieta – spokojna recepcjonistka z jednej z przychodni – jednak nikt w żaden sposób nie łączy ze sobą tych zaginięć. Gdy zostają znalezione zwłoki jednej z poszukiwanych kobiet, śledczy zwracają uwagę na ich podobieństwo do zwłok wyłowionych z Odry kilka miesięcy wcześniej. Odkrycie w lesie zwłok drugiej z poszukiwanych kobiet nie pozostawia wydziałowi zabójstw złudzeń – mają do czynienia z seryjnym mordercą. Rozpoczyna się wyścig z czasem; z brakami kadrowymi; ze słabościami. Czy uda się powstrzymać zabójcę, nim ten wytypuje kolejną ofiarę?

Czytając „Sidła”, w które zresztą wpadłam jak bardzo łatwa czytelnicza ofiara (już po kilku stronach), czułam się dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy byłam małą dziewczynką i spędzałam wakacje u babci, a mój dziadek – fan programu 997 – oglądał go namiętnie w każdy czwartek. I chociaż potwornie się go bałam (tej wejściowej melodyjki oraz zdjęć z miejsc zbrodni) i na czas programu wychodziłam z pokoju, to i tak z uporem maniaka podstawiałam pod drzwi taboret i przez maleńkie okienko w drzwiach (tak, kiedyś takie były!) zaglądałam, żeby choć trochę zobaczyć z tego, co dzieje się na ekranie. Z „Sidłami” było identycznie. Czytając opisy tych straszliwych zbrodni, krzywiłam się, odruchowo zakrywałam oczy, mówiłam mężowi jak one są straszne, ale jakaś niewidzialna siła podsycana ciekawością kazała mi przewracać kolejne kartki i dalej zagłębiać się w tę historię.

Gdybym miała użyć jednego słowa, które dosadnie określi tę powieść, użyłabym wyrazu „popaprana”. Tak. Popaprana do cna, wywalająca na wierzch nie tylko wnętrzności, ale i najbardziej chore, najbardziej obrzydliwe obrazy, których chyba nie wymyśliłby sam szef jakiegoś gangu. Dokładne opisy mordowania drugiego człowieka, sceny epatujące wręcz surową brutalnością przypominały mi pióro młodego Mastertona (w którym też się swego czasu zaczytywałam), ale przede wszystkim pozwoliły spojrzeć w głąb duszy mordercy – osoby pozbawionej jakichkolwiek granic. Jednak w tym popapraniu też tkwi jakaś metoda. Myślę, że Piotr Kościelny chciał nie tylko nas zszokować, ale przede wszystkim pokazać jak kiełkuje zło, a następnie w jak błyskawicznym tempie się rozrasta, bardzo szybko okalając rozum i zmysły niczym trujący bluszcz.

Pióro autora od samego początku przypadło mi do gustu – uważam, że jest adekwatne do gatunku i do współczesnego świata. Ponieważ autor pisze o morderstwach, a cała akcja kręci się wokół policjantów z wydziału zabójstw, to dość surowy, dosadny język i operowanie krótkimi zdaniami należy również uznać za zaletę.

Bohaterowie nakreśleni przez autora są rewelacyjni! Czytając powieść, miałam wrażenie, że stoję z nimi i palę fajkę; że piję w ich towarzystwie kolejnego browara albo idę w teren, aby wyciągnąć zeznania od jakiejś menelicy. Powiem tak – chciałabym mieć takich kumpli! Oczywiście moje serce skradł komisarz Sikora, ale inne postacie również zostały świetnie wykreowane.

Tym, co chyba w książce najbardziej mnie zaskoczyło, są… niekontrolowane wybuchy śmiechu podczas lektury! Autor, kierując się maksymą, że „śmiech oświetla życie”, nie chciał abyśmy za bardzo ugrzęźli w tym ciemnym, psychopatycznym mroku, więc wplótł do fabuły trochę zabawnych scen, dialogów, męskich rozmów. Uwielbiam tego typu humor i niejednokrotnie podczas czytania po prostu śmiałam się, a już chyba najbardziej rozwaliła mnie scena z przesłuchania Emmanuela. Tak parskałam, że mało nie obudziłam swojego dziecka, które spało obok.

„Sidła” to nie tylko sadyzm, zło w czystej postaci, walające się po zsypach głowy, bestialstwo i przemoc. „Sidła” to przede wszystkim naprawdę kawał porządnego, świetnie zmontowanego thrillera; to dość realistyczny opis polskiej policji (przynajmniej tak mi się wydaje – w powieści bohaterowie borykali się z pieprzniętym naczelnikiem, któremu musiały się zgadzać słupki, z niedoborem kadrowym, z nadmierną papierologią) oraz niesamowicie wciągająca opowieść, gdzie akcja najpierw stopniowo się rozwija, aby następnie pędzić na łeb na szyję.

Jeżeli fascynuje was ta mroczniejsza strona ludzkiej natury; jeżeli nie boicie się naprawdę brutalnych scen i macie ochotę na fajny thriller z nieszablonowymi bohaterami to „Sidła” powinny was w pełni usatysfakcjonować. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem i niezmiernie cieszę się, że odkryłam Piotra Kościelnego. Dołączam do grona fanów i w przyszłości nie przegapię ani jednej nowości spod jego pióra. Polecam!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Piotr Kościelny, „Sidła”, Skarpa Warszawska, 2022.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat