„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” – recenzja

Recenzja książki „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze”.
„Niewiele trzeba, aby znaleźć się po ciemnej stronie życia.”

Tytuł powieści na pierwszy rzut oka może wydawać się mylący, jednak po jej przeczytaniu można stwierdzić, że pasuje do niej idealnie. Tamarynd – jak można przeczytać w encyklopedii przypraw – jest strąkiem, który pod skorupą zawiera delikatny miąższ o słodko – kwaśnym smaku. I takie właśnie są losy głównej bohaterki, która aby uchronić swoją delikatną i wrażliwą duszę przed nieszczęściem, musi przyoblec pancerz i której losy – jak każdego z nas – bywają słodkie, ale bywają gorzkie do tego stopnia, że twarz sama się wykrzywia w grymasie.

Początkowo, sama nie wiem czemu, dość sceptycznie podeszłam do książki nieznanej mi wcześniej pisarki. Ta różowa okładka, w kwiatki z podtytułem o marzeniach o lepszym jutrze skojarzyła mi się – jakoś tak mimowolnie – z tanim romansidłem, gdzie biedna dziewczyneczka staje się księżniczką. Nic bardziej mylnego! Mogłoby się wydawać, że skoro właściwie żyję w świecie literatury; że bardziej czasem przeżywam losy bohaterów niż swoje, to nie powinnam się nabierać się na tytuły i okładki. A dalej to robię. Niesamowite. Powieść jest całkowitym przeciwieństwem tych wszystkich moich pierwszych, mylnych, często infantylnych skojarzeń.

Główną bohaterkę, Ankę, poznajemy, gdy wraca do Polski po dłuższej emigracji. Dziewczyna zmuszona była wyjechać do Niemiec, do Hamburga, aby zarobić na operację oczu swojej młodszej siostry. Jednak emigracja była nie tylko sposobem na lepszy zarobek i sfinansowanie kosztownego zabiegu, ale również ucieczką od narzeczonego przyłapanego na zdradzie. Dziewczyna wraca, by zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Nie może zamieszkać w rodzinnym domu, gdyż jej pobożna matka nie potrafi wybaczyć jej życia z ówczesnym narzeczonym bez ślubu. Wynajmuje więc mieszkanie w okropnej dzielnicy Katowic i zatrudnia się jako pielęgniarka w zakładzie psychiatrycznym. Jej niezwykle trudną codzienność utrudniają konflikty z jedną z pracownic, Jadwigą, oraz dawna miłość, która cały czas o sobie przypomina. Mimo to Anka się nie poddaje; cały czas widzi dla siebie szansę; ma nadzieję, że los się w końcu do niej uśmiechnie…

Powieść Żanety Pawlik to piękna historia która dotyka wielu bolesnych, ale też ważnych i trudnych tematów. Poprzez swoich bohaterów mówi nam o problemach doskonale znanych – konflikty rodzinne, wewnętrzne rozdarcie pomiędzy tym „co powinniśmy”, a tym „co trzeba”, bieda, kryzys psychiczny. Ponadto książka jest bogata w prawdziwych, ludzkich bohaterów, których – jak się okazuje – możemy znać ze swojego otoczenia. Matka, owładnięta religijnym fanatyzmem do tego stopnia, że nie jest w stanie wybaczyć; alkoholik, który cały czas walczy z nałogiem i  wreszcie ten „czarny” charakter, który z czasem nabiera jaśniejszych barw. Oni sprawiają, że ta powieść staje się nam tak bliska, tak niesamowicie realna.

Nie wiem, jak to ująć, ale po przeczytaniu tej powieści czułam się „zmacerowana”; jakby przejechał po mnie wielki walec. Nie jest to ani łatwa, ani lekka lektura ze względu na kaliber poruszanych w niej tematów, ale mimo tego emocjonalnego bagażu – książkę czyta się szybko. Wspaniałe pióro pani Żanety kreśli nieoczywistą fabułę, która wręcz każe nam przystanąć; zastanowić się nad światem, w którym żyjemy; która otwiera oczy na społeczność wokół nas. „Tamarynd” pozostawił mnie z ogromnym zdumieniem; łzami i smutkiem, ale też ogromną dawką nadziei i wiary w drugiego człowieka. Polecam!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Żaneta Pawlik, „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze”, Zysk i S-ka, 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat