Tak właśnie zrobiła Kathleen Glasgow w powieści „You’d be home now” i jeżeli ktoś myśli, że taka narracja nie jest równie bolesna i dramatyczna, jak ta przedstawiana przez ofiarę uzależnienia, szybko dowie się, jak bardzo się myli.
To nie było moje pierwsze spotkanie ze stylem autorki; wiedziałam, że mogę być gotowa na jazdę bez trzymanki, ale i tak Glasgow zdołała mnie zaskoczyć. Jeżeli myślałam, że historia zostanie przedstawiona ze stopniowo rosnącym napięciem, to już pierwsza strona tekstu rozwiała moje wyobrażenie – od samego początku jest jasne, że to nie będzie łatwa przeprawa. Od początku jako czytelnik widziałam świat rodziny, w której jedna osoba jest ćpunem, a to ma wpływ na całe otoczenie. Sytuacja jest ciężka dla każdego członka, a liczba reguł, jaka zaczyna rządzić ich wspólnym światem, zdołała przytłoczyć i mnie – a przecież jedynie śledziłam wzrokiem tekst.
Emory, która prowadzi tę historię, to moim zdaniem dobre rozwiązanie, jeśli chodzi o narrację – poznałam jej myśli, także te, których nie wypowiadała na głos przy innych postaciach. Możliwość wglądu do jej przemyśleń i uczuć pozwalała na lepsze zrozumienie jej jako świadka i osoby, która stale jest obok podczas wychodzenia z nałogu. Joey, jej starszy brat, ćpun, to również postać ukazana ze wszystkimi mankamentami, ale i ktoś, kto stara się o siebie zawalczyć, choć to najcięższa bitwa, jaka mogła spotkać nastolatka.
Podczas lektury mnie samej towarzyszyły liczne emocje. Te negatywne najczęściej wiązały się z postaciami rodziców Joeya i Emory, którzy w moim mniemaniu nie ułatwiali sprawy powrotu do zdrowia. Ale zdałam sobie przy tym sprawę, że w wielu rodzinach właśnie tak może to wyglądać. Tak samo jak z reakcjami w szkole, z którymi musiało mierzyć się rodzeństwo. Różne w zależności od tego, kto je odczuwał, ale także były ludzkie i całkiem możliwe, gdyby podobna sytuacja miała miejsce w prawdziwym świecie.
Autorka powieści w sposób naturalny, nieubarwiony, miejscami dość brutalny pokazała cały proces. Przeczytanie tego tytułu musiało wiązać się więc z pozostawieniem mnie z kilkoma przemyśleniami i docenieniem tego, co sama mam.
Lektura nie należy do najłatwiejszych, ale to, co otrzymuje się po jej skończeniu, cenne lekcje i światło nadziei sprawiają, że nie mogę uznać czasu poświęconego na czytanie za stracony.
Marta Osadnik
(marta.osadnik@dlalejdis.pl)
Kathleen Glasgow, „You’d be home now”, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa, 2023