„Życie psa na balkonie” bez wątpienia Was zaskoczy.
W 2019 roku rozsmakowałam się w powieściach poruszających problem alkoholizmu. Dzięki nim poznałam zarówno motywacje osób pijących, jak i ich bliskich, którzy często z miłości zachowują się nieodpowiednio i zamiast służyć pomocą, odbierają pijącym szansę na wyzdrowienie. Z tą samą otwartością i ciekawością sięgnęłam po „Życie psa na balkonie”, czyli dzieło młodego autora: Tomasza Górskiego. Do przeczytania książki – poza tematyką alkoholizmu – skłoniły mnie dwa tajemnicze pytania umieszczone na okładce. Pierwsze brzmi: „Do czego może doprowadzić dyskusja pomiędzy ojcem alkoholikiem a synem nieudacznikiem?”, drugie zaś: „Co kryje się za […] drzwiami i czy istnieje odpowiedni moment, by je otworzyć?”.
Jakże inaczej mogłabym potraktować owe tajemnicze drzwi, jeśli nie jako metaforę? Spodziewałam się, że „Życie psa na balkonie” to dramat obyczajowy, w którym syn odwiedza ojca i rozlicza się z nim za to, co przeżył w dzieciństwie. Założyłam, iż to ów młody chłopak jest tytułowym psem na balkonie, dla którego nie było miejsca w świecie rodziców. Szybko jednak wyszło na jaw, że moje założenie było błędne. Ojciec popadł w ruinę dopiero po śmierci żony, która – co można wywnioskować z kontekstu – umarła niedawno. Tyle mogę Wam zdradzić, nie psując przy okazji procesu odkrywania tajemnicy.
Książka niewątpliwie jest dramatem. I to nie powieścią dramatyczną, a prawdziwym dramatem. Fabuła rozwija się poprzez dialogi prowadzone przez dwie postacie: Syna i Ojca. Póki rozmawiają o problemach syna, wszystko jest w porządku. Wszystko jest… na usta ciśnie mi się określenie „normalne”. Niestety tuż za połową książki czytelnika uderza nagłe i niespodziewane odkrycie, o co tu naprawdę chodzi. Czym są tajemnicze drzwi i co skrywają. Nie mogłam być dalsza od prawdy, sądząc, że to metafora. O ja naiwna! Tyle że takiego obrotu spraw nie przewidzi nikt – Wam również się to nie uda, gwarantuję.
Po przeczytaniu „Życia psa na balkonie” mam mieszane uczucia. Aż do odkrycia rzeczywistego problemu, z którym zmagają się bohaterowie, byłam zadowolona. Poznałam kolejną relację rodzinną, w której pojawił się problem alkoholizmu. W końcu po to sięgnęłam po książkę Górskiego, czyż nie? Kiedy jednak dotarłam do punktu, z którego nie ma powrotu, opuściły mnie współczucie i żal. Dramat przerodził się w komedię, farsę, a ja nie wiedziałam, jak się odnaleźć w nowej konwencji. Poczułam się tak, jakbym puściła poruszający film historyczny, w którego połowie nastąpił drastyczny zwrot akcji, ponieważ reżyser uznał, że dalej poprowadzi komedię fantasy. Chyba nigdy nie spotkałam się z tak niespodziewaną zmianą gatunku. Raczej nie zostanę jej fanką. Jestem za to bardzo ciekawa Waszych opinii – zachęcam do podzielenia się nimi w komentarzach.
Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)
Tomasz Górski, „Życie psa na balkonie”, Gdynia, Novae Res, 2019