„Czas pokuty” – recenzja

Recenzja książki „Czas pokuty”.
„Nie zabiję cię teraz tylko dlatego, że pozostawienie cię przy życiu będzie dla ciebie większą karą.”

Pokuta jest karą za wyrządzone zło, połączoną z żalem i skruchą, a przynajmniej tak brzmi jej oficjalna definicja. Nie zmienia to faktu, że zawsze wiążę się ją z winą, z grzechem, odsunięciem, z cierpieniem. Myślę, że nie bez powodu Joanna Jax nadała swojej powieści taki tytuł. Każdy z bohaterów w tym tomie – z winy własnej bądź nie – musiał odpokutować swoje czyny i decyzje, które podjął. Ten wyjątkowo ciężki czas nie oszczędził nikogo – ani Wiszy, ani Nadii, ani Marcela, ani nawet wszechmocnego Maksima Fiodorowa, który przecież zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta, którą pokochał jest z nim nie z wyboru, a ze strachu o ukochanego i przyjaciół.

Poprzedni tom, czyli „Nowe życie”, zakończył się w takim momencie, że myślałam, że za chwilę w emocjach powyrywam sobie włosy, a zębami z języka zrobię sieczkę od ciągłego przygryzania. Zastanawiałam się nieustannie, jaki los spotka Nadię i Wissariona; wiedziałam, że raczej nie uda się im uciec za granicę, ale przeczuwałam też, że raczej autorka nie pozbawi ich życia, bo tak się po prostu nie robi z głównymi bohaterami.

W tej części możemy śledzić dalsze poczynania postaci, które znamy z poprzednich tomów. Nadia musi wrócić z Fiodorowem do Wrocławia, a Wissarion na wskutek pewnego dramatycznego zajścia dostaję szansę upragnionej ucieczki poza granicę Polski ogarniętej stalinizmem. Marta i Marcel cały czas próbują układać swoje życie, mając nadzieję, że dorobią się na tyle, aby otworzyć wymarzoną cukierenkę. Małżeństwo Andrzeja, poprzez zaborczość Emilki, wisi na włosku tym bardziej, że do jego marzeń wkradła się tajemnicza Brigitte. Codziennej egzystencji nie sprzyja z pewnością panujący ustrój, gdzie zastraszanie, liczne aresztowania za choćby cień podejrzenia o działalność „wywrotową” oraz szerząca się bieda są na porządku dziennym.

Autorka, do czego już nas, czytelników, przyzwyczaiła, fenomenalnie połączyła tło historyczne i losy fikcyjnych bohaterów. Doskonale odmalowała panujące wtedy nastroje społeczne; znakomicie pokazała, w jak tragicznej sytuacji znajdowali ówcześni ludzie, którzy musieli żyć jak szczury w swoich klatkach. Nikomu nie można było ufać, nikomu zawierzyć swoich sekretów w obawie przed wydaniem. Każde pukanie do drzwi okraszone było strachem. Nikt nie wiedział, kiedy w progu jego drzwi staną funkcjonariusze SB. Ta gęsta atmosfera napięcia i lęku spowija całą fabułę i jest to doskonale wyczuwalne w emocjach bohaterów, w ich zachowaniach, podejmowanych decyzjach. Jedni uciekali, inni kulili się jak wystraszone myszy, a jeszcze inni musieli zapomnieć o ideach, które niegdyś im przyświecały. I myślę, że w tym tkwił tragizm tamtych ludzi – w niemożności poczucia się prawdziwie wolnym, życia w zgodzie ze sobą. Nam dziś łatwo jest powiedzieć, osądzać. Dziś możemy sobie gdybać: „ja bym nie podpisał”, „ja bym się nie zgodził”, „ja bym nie zdradził”. Jesteś tego pewien? A gdyby ktoś groził twojej rodzinie? Zaciskał niewidzialną pętlę na szyi twoich najbliższych? Nadal byłbyś takim twardzielem?

Opisy szarej  epoki stalinizmu i porywające, choć cholernie smutne, losy bohaterów dają wiele do myślenia, skłaniają do zastanowienia się nad trudną historią naszego kraju; pozwalają dostrzec i docenić naszą obecną sytuację. Oczywiście nie jest ona różowa, ale w porównaniu do lat 40-tych czy 50-tych minionego wieku, jawi się jako kraina miodem i mlekiem płynąca. Całe szczęście autorka zadbała też o to, abyśmy całkowicie nie zatonęli w marazmie i smutku, wprowadzając do powieści wiele zabawnych dialogów, scen i przemyśleń, których autorami są niekwestionowani mistrzowie wpadek, czyli Marcel i Boguś. Uśmiałam się przy scenach, kiedy to Marcel wypił za dużo samogonu i zobaczył piękną dziewczynę, którą po przebudzeniu nazwał „koczkodanem” i „cycatą Renatką”, czy wtedy gdy szukali jaj Fabergè, nie mając pojęcia, czym są. Kolorytu tym scenom dodawała dawna, lwowska gwara używana przez bohaterów, dziś zapomniana, a szkoda, bo niezwykle ciekawa i barwna. „Mraka mni boli, za dużo hary”, czy „Taki niby kształtcony, a domu to wyłaził z niego taki cepaka, ży Boże uchowaj” czy „ale z ciebi mentekaptus” – to tylko niektóre z bardziej wyrazistych wyrażeń.

Jeżeli książka czegoś nas uczy, jest wartościowa. Jednak jeżeli ucząc, bawi, ekscytuje i pozwala doświadczać nowej rzeczywistości – jest mistrzostwem świata. I taki właśnie jest „Czas pokuty”. Polecam!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Joanna Jax, „Czas pokuty”, Skarpa Warszawska, 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat