Sally Hepworth poznałam dzięki całkiem niezłej „Teściowej”, więc siłą rzeczy, kiedy sięgnęłam po jej kolejną książkę utrzymaną w podobnej tematyce (i z okładką w spójnej stylistyce), porównania były nieuniknione, ale zacznijmy od początku.
Fern i Rose Castle to bliźniaczki dwujajowe. W ogóle niepodobne do siebie z wyglądu (chuda i wysoka vs pulchniejsza i niska) i charakteru (ekscentryczna, nadwrażliwa na bodźce zewnętrzne i z zaburzeniami ze spektrum autyzmu vs odpowiedzialna, opanowana i matkująca), a jednak wydaje się, że jedna za drugą wskoczyłaby w ogień. Łączy je dorastanie u boku niestabilnej emocjonalnie matki, a potem w rodzinie zastępczej oraz pewne tragiczne w skutkach zdarzenie. Teraz, obie dobiegają już 30tki i pragnąca zajść w ciążę Rose dowiaduje się, że ma na to nikłe szanse. Niewiele myśląc, Fern proponuje jej pomoc, co wprowadza ich i tak już bardzo zażyłą relację na zupełnie nowy poziom, pozwalając przy okazji odsłonić niejeden pilnie skrywany sekret.
Tak, jak w „Teściowej”, mamy dwie narratorki, przy czym znacznie bardziej wciągające rozdziały pisane z perspektywy Rose są fragmentami prowadzonego przez nią pamiętnika opowiadającego głównie o mrocznych i smutnych wydarzeniach z przeszłości. Teraźniejszość oglądamy więc niemalże wyłącznie oczami Fern i… skłamałabym pisząc, że polubiłam ją od pierwszej sceny. Tak naprawdę w rekordowym tempie doprowadziła mnie do szału. Na szczęście, z czasem dowiadujemy się, że jej zachowanie nie wynika ze złośliwości, a wrodzonych uwarunkowań i bywa nawet zabawne, jak w scenie parodiującej typową randkę z komedii romantycznej.
Główną zaletą „Teściowej” było w moim odczuciu to, że obie bohaterki było dobrze nakreślone, a poza tym równocześnie miały rację i były w błędzie. W przypadku „Dobrej siostry” wygląda to tak, że autorka najwięcej uwagi poświęciła temu, żebyśmy do pewnego momentu wierzyli tylko jednej z nich, a drugą traktowali nieco z góry i pobłażliwie, a potem nastąpił ostry, ale nie do końca przekonujący, zwrot o 180 stopni. Styl jest podobny, jednak tempo jest znacznie wolniejsze, pojawiają się dłużyzny takie jak opisy szarej rutyny dnia Fern. Czyta się bez większych zgrzytów, ale w zasadzie nie za wiele się dzieje, a większość „nieoczekiwanych” twistów można przewidzieć z dużym wyprzedzeniem.
Nie zaliczyłabym „Dobrej siostry” do działu „kryminał, sensacja, thriller”. Jest to raczej typowy dramat obyczajowy/rodzinny z odrobiną nieco mniej typowego romansu. Myślę, że był tu potencjał na bardziej rozbudowaną psychologię, lepiej zarysowane motywy oraz większą dawkę napięcia zamiast dość obcesowego przeciwstawiania sobie bohaterek na zasadzie dobra i zła.
Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)
Sally Hepworth, „Dobra siostra”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 2021r.