„Dzień zero” – recenzja

Recenzja książki „Dzień zero”.
Jak daleko sięgać może cyberświat?

Często myślę sobie, że nasz świat dzięki takim fantastycznym wynalazkom jak smartfon czy laptop – które przecież miały wiele rzeczy uprościć – skomplikował się. Mam wrażenie, że do przestrzeni internetowej zostało już przeniesione absolutnie wszystko – płatności, zabezpieczenia, zakupy, a nawet kontakty międzyludzkie. Kiedyś pieniądze trzymało się w jakiejś skrytce w domu, aby nie padły łupem zwykłych złodziei; dziś trzyma się je na kontach w banku, gdzie – jak się okazuje – też nie są one bezpieczne. Cyberprzestępczość, oszustwa w internecie to zjawiska, o których mówi się niemalże cały czas. Nic więc dziwnego, że Ruth Ware – znana brytyjska pisarka - to właśnie tę tematykę uczyniła kanwą swojej nowej powieści. Sam tytuł brzmi, według mnie, jakoś tak postapokaliptycznie, więc musiało upłynąć trochę czasu, zanim wzięłam tę książkę do rąk. Jednak było warto.

Jack i jej mąż Gabe są testerami zabezpieczeń komputerowych. Na co dzień są zatrudniani przez korporacje i firmy do sprawdzania, czy zabezpieczenia zastosowane w budynkach spełniają wszystkie wymogi i czy nie w nich jakichś luk lub słabych punktów. Jedno ze zleceń nieco wymyka się spod kontroli. Jack wraca do domu nieco później niż zaplanowała i znajduje w nim… martwego męża z poderżniętym gardłem.

Śledztwo, które zaczyna się toczyć, przybiera nieoczekiwany obrót, bowiem policja dość szybko znajduje podejrzanego tej makabry i… jest nią sama Jack. Dodatkowo okazuje się, że ktoś przed śmiercią Gabe’a wykupił w jego imieniu polisę na życie opływającą na okrągły milion. To dodatkowo pogrąża kobietę, która czuje się jak w potrzasku. Postanawia uciec z policyjnego przesłuchania i na własną rękę odszukać zabójcę swojego męża. Wszakże nie ma już nic do stracenia…

Powieść czyta się wręcz fenomenalnie; przez fabułę dosłownie się płynie, a kolejne strony przerzuca się mimowolnie. Uwielbiam takie historie! Ucieczki przed policją, zmiany wyglądu, kombinowanie, jak przetrwać i nie dać się złapać, pokonywanie własnych ograniczeń. Czytając powieść, czułam się jak podczas seansu naprawdę dobrego filmu sensacyjnego. Nie mogłam się oderwać.

Jednak nie tylko wartka akcja jest atutem tej książki. Bardzo trafiła do mnie postać głównej bohaterki, Jack. Choć autorka wykreowała ją na hardą kobietę, momentami niezniszczalną (z ropiejącą i paskudzącą się raną na brzuchu wyskakuje z pędzącego pociągu), to nie miałam problemu, aby przymknąć na to oko. Ujęła mnie determinacja Jack, jej ogromna emocjonalność; świetne przelane na papier uczucia bohaterki po stracie męża, która robi absolutnie wszystko, aby odkryć, kto stoi za tą zbrodnią.

Powieść wywarła na mnie ogromne wrażenie. Misternie uknuta sieć intryg, atmosfera czujności i zamknięcia towarzyszy nam na każdym kroku. Czytelnik nie ma poczucia przewidywalności; nie wie, co za chwilę się wydarzy. Musi po prostu płynąć z prądem, dać się porwać tej szaleńczej pogoni. Sam finał, czyli zdemaskowanie zabójcy, również w pełni mnie usatysfakcjonował; dał poczucie, że prawda zatriumfowała.

Jeżeli ktoś waha się, czy sięgnąć po nowość spod pióra Ruth Ware, to niech stanie w pionie i po prostu przeczyta. Polecam gorąco!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Ruth Ware, „Dzień Zero”, Czwarta Strona, Poznań, 2024.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat