Z niecierpliwością czekałam na kolejną powieść Bernarda Miniera, więc gdy tylko w moje ręce trafiło „Polowanie” od razu zabrałam się do czytania. Oceniając całą serią z Martinem Servazem mam wrażenie, że jest ona bardzo równa – nie ma w nej słabych książek. Są fantastyczne i bardzo dobre, natomiast żadnej z nich nie określiłabym mianem słabej. Po fenomenalnych „Siostrach” i kapitalnie skonstruowanej zagadce w „Dolinie” spodziewałam się, że „Polowanie” wbije mnie w fotel i pozostawi z rozwarciem szczęki większym niż u machajrodona szykującego się do zjedzenia upolowanej zwierzyny. Moje oczekiwania co do tej powieści były ogromne i być może z tego powodu po jej przeczytaniu czułam się nieco… rozczarowana. Może rozczarowanie jest zbyt mocnym słowem, bardziej bym je określiła jako lekki zawód, uczucie braku.
Powieść, jak to u Miniera bywa, zaczyna się ogromnym trzęsieniem ziemi połączonym z gigantycznym wyrzutem adrenaliny u czytelnika. W tajemniczych i dziwnych okolicznościach ginie młody chłopak, Moussa. Chłopak miał na sobie jelenią głową, a na ciele wyryty napis „Sprawiedliwość”. Po wstępnych ustaleniach okazuje się, że ktoś na ludzi pokroju Moussy (złodziejaszków, dilerów i gwałcicieli, którzy umknęli przed wymiarem sprawiedliwości) urządza polowanie jak na dzikie zwierzęta. Po tym dość mocnym i zaskakującym wstępie rozpoczyna się śledztwo, które prowadzi, rzecz jasna, Martin Servaz. I właśnie tu, w tej najważniejszej części powieści, następuje już swego rodzaju przewidywalność, a cała otoczka tajemnicy zbudowana na początku utworu, gdzieś się rozmywa. Nie czułam się zaskoczona, a moje podejrzenia odnośnie osoby, która wynosiła informacje z policji, okazały się słuszne.
Chciałabym jednak zwrócić uwagę na jedną ważną kwestię. Po lekturze „Polowania” mam wrażenie, że Minier uczynił fabułę tylko przykrywką do opowiedzenia o problemach, które trawią współczesną Francję – „najstarszą córę kościoła”. Sporo miejsca autor poświęca pandemii Covid – 19; kolejnym obostrzeniom, lockdownom, maseczkom i wprowadzeniu godzin policyjnych. Mam jednak wrażenie, że to nie Covid, według Miniera, jest prawdziwą zarazą, a wszechobecna demoralizacja społeczeństwa, zanik norm, nieudolnie działające sądy, skorumpowana i bezsilna policja, która nawet w sytuacji kryzysowej, nie może użyć broni. Do tego dochodzą migranci, którzy nie chcąc przystosowywać się do ogólnie przyjętych praw, próbują wprowadzać swoje zasady i tworzą skupiska, które normalni obywatele wolą omijać szerokim łukiem. Widać, że Minierowi nie podoba się ani nowotworzony świat, ani poczynania rządzących, ani chaos, który panuje w jego ojczyźnie.
Oczywiście grupka pewnych osób, która na własną rękę postanawia wymierzać sprawiedliwość tym, którzy przed nią umknęli, jest wymysłem wyobraźni Miniera. Jednak – jeśli Francja będzie dalej zmierzała ku przepaści – tacy samozwańczy sędziowie mogą zacząć się pojawiać, bo jak napisał sam autor – „zło jest najgroźniejsze wtedy, kiedy występuje w przebraniu dobra”.
Mimo że zagadka odrobinę mnie rozczarowała, nie mogę napisać, że książka jest zła albo niewarta przeczytania. Ja, mimo że nie uważam tej części za najlepszą z cyklu, z niecierpliwością czekam na kolejny tom, co zresztą sugeruje zakończenie tej części. Chociaż sama intryga nie ścięła mnie z nóg, to w „Polowaniu” znalazłam to, za co pokochałam Miniera: niesamowite opisy, duszną i ciemną atmosferę oraz postacie z krwi i kości, które, podobnie jak wszyscy, mają swoje słabostki i ciemniejsze strony, które na co dzień starają się kamuflować. Polecam!
Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)
Bernard Minier, „Polowanie”, Rebis, Poznań, 2021.