„Sierociniec janczarów” – recenzja

Recenzja książki „Sierociniec janczarów”.
Małomiasteczkowy klimat, niedomówienia, zbrodnie, tajemnicze rytuały sprzed lat. Czy to nie za dużo jak na jedną książkę?

Piotra Gajdzińskiego znam od strony publicystycznej. Z niektórymi jego poglądami się zgadzam, inne zaś uważam za jakieś przedziwne wynaturzenia, lecz doceniam jego językową sprawność i lekkość pióra. „Sierociniec janczarów” to debiut autora jako beletrysty, powieściopisarza i nie ukrywam, że bardzo chciałam go przeczytać. Zaintrygował mnie tytułowy sierociniec – wyobrażałam sobie jakąś sfabularyzowaną opowieść opartą na „Władcach strachu” albo o jakiś mordach dokonywanych w sierocińcu, tymczasem tytuł okazał się bardzo mylący i jego wyjaśnienie padło gdzieś na ostatnich stronach. Ale po kolei.

Dziennikarz Rafał Terlecki po latach nieobecności przyjeżdża do rodzinnego Wolsztyna na zjazd absolwentów swojego liceum. Jego przyjaciel prosi o przyjrzenie się sprawie o zabójstwo, które zostało popełnione dwa lata wcześniej. Dodaje, że sprawa ma związek z elitami biznesowymi miasta i może mieć związek z zaginięciami młodych dziewcząt przez laty. Zaintrygowany mężczyzna rozpoczyna prywatne śledztwo, które prowadzi go daleko w przeszłość, aż do czasów przedwojennych. Im więcej się dowiaduje, tym bardziej robi się niewygodny, bo nie każdemu przecież zależy na prawdzie…

Historia toczy się w trzech płaszczyznach czasowych: współcześnie, w czasach PRL-u i w czasach przed II wojną światową. Niestety, ale jeżeli chodzi o wartość tych części, to najlepiej wypadają te historyczne – autor z pewnością mógł się popisać swoją wiedzą z tego zakresu, choć historia porąbanego księdza, który podrabia listy od papieża, była – według mnie – mocno odrealniona. Dużo gorzej wypada ta część współczesna. Tutaj dziennikarz prowadzi śledztwo będąc narąbanym właściwie od rana do nocy. Rozumiem, że niektórzy literaccy detektywi czy wybitni policjanci z poczytniejszych kryminałów bywali alkoholikami, ale nawet oni do pracy siadali z czystym umysłem. Ale nie Rafał! Rafał zawsze jak pracuje, pije whisky albo wódę w ilościach niemal hurtowych i wtedy siada i rozwiązuje zagadki. Jak dla mnie to mocno naciągane.

Sama historia, choć ma wiele walorów, w ogóle do mnie nie przemawia. Czasem miałam wrażenie, że w tej książce znajdują się dwie odrębne historie, bo autor połączył je – odniosłam wrażenie – nieco na siłę; niby splatają się, ale niezbyt zgrabnie. Nie bez powodu zamieścił na samym początku wykaz bohaterów – przecież we wszystkich przestrzeniach czasowych jest ich tylu, że nie sposób spamiętać; podobnie jak niezliczonej ilości wątków. Zabójstwa, morderstwa rytualne, handel ludźmi, ksiądz i jego fantazje, korupcja, peerelowskie układy z małego miasteczka sięgające głównych władz… Tego wszystkiego naprawdę było za dużo i te nierealne powiązania… Nie, ja tego nie kupuję, mimo świetnej warstwy historycznej.

Bardzo lubię powieści historyczne, polityczne, będące mieszanką tych dwóch, ale „Sierociniec janczarów” okazał się dla mnie niestrawną kanapką przygotowaną przez kucharza, który chciał dobrze, a przekombinował. Nie przypadł mi do gustu ani klimat książki, ani wprowadzone przez autora rozwiązania fabularne, ani główny bohater, który ciągle pije, pali, ale nie przeszkadza mu to w uprawianiu sportów ani w byciu gorącym ogierem. Książka bardzo mnie zmęczyła, chyba bardziej niż ostatnie upalne weekendy.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Piotr Gajdziński, „Sierociniec janczarów”, Muza, 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat