Zapłodnienie in vitro - spełniony sen o potomstwie?

Potomstwo dzięki zapłodnieniu in vitro.
Dlaczego tak wiele dzieli nas w walce o potomstwo? Dlaczego zapłodnienie in vitro dla jednych jest szczytem marzeń, a dla innych grzechem?

Jak w każdym przypadku zaczyna się od pragnienia. Kobieta pragnie zajść w ciążę. Mężczyzna pragnie mieć potomka, który mógłby przejąć jego nauki i wydłużyć linię rodu. Niestety, na drodze pojawiają się przeszkody i tradycyjna metoda poczęcia nie wchodzi w rachubę. Pozostaje życie bez potomstwa, adopcja lub właśnie zapłodnienie in vitro. Podniosą się głosy, że tu nie chodzi o marzenia, tylko o egoizm i walkę o to, by za wszelką cenę budować rodzinę z własnymi dziećmi. Owszem, cena gra tu niebagatelną rolę. W Polsce zabieg sztucznego zapłodnienia nie podlega refundacji. Ceny są różne (zależy od kliniki), ale koszty mieszczą się w granicach od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.

Kobieta i prawo
Ostatnio bardzo głośna stała się batalia toczona przez kobiety, które w zapłodnieniu in vitro upatrują nadzieję na lepszą przyszłość lub też już z niego skorzystały. Medialny szum i zaskakująca jak na polskich polityków rezerwa sprawiły, że sprawa była przez pewien okres na językach wszystkich. Z całą pewnością można powiedzieć, że wszystko uciął stanowczy głos kościoła katolickiego sprzeciwiający się metodzie jako etycznie niedopuszczalnej w obliczu nauk kościoła. Sejm i Senat nabrali wody w usta i temat umarł śmiercią naturalną. Oczekiwania kobiet i ich partnerów nadal miały cenę, a marzenie o refundacji prysło jak mydlana bańka. Podnosiły się głosy, że tym kobietom trzeba pomóc za wszelka cenę i że sztuczne zapłodnienie nie jest takie złe, jak maluje je Watykan. W tym wszystkim zapomniano, że nawet Trybunał Konstytucyjny już w roku 1997 uznał zarodek jako istotę ludzką ? niestety na tym skończyło się normowanie prawne.

Tak naprawdę mało jest rzeczy w tym kraju, które tkwiłyby w tak głębokim prawnym niebycie jak in vitro. Prócz tego, że powszechnie wiadomo o braku refundacji tej metody, nie ustalono praktycznie nic. Nie ma prawa dotyczącego standardów klinik, norm postępowania z niewykorzystanymi embrionami, wymogów dotyczących tego, kto może a kto nie może być matką czy też ojcem nienarodzonego dziecka. W skrócie oznacza to, że wszystko jest dopuszczalne. Jedynym czynnikiem ograniczającym w tej kwestii jest moralność lekarza a ta (nie obrażając tych o sztywnym kręgosłupie moralnym) zapewne ma swoją cenę. Jednakże nie o prawo tutaj chodzi, czy o to, co jest normowane, a co nie. Meritum in vitro jest dziecko, mały człowiek, którego losy leżą w rękach lekarza i rodziców.

Homo?
Nikt nie podważa tego, że walka z bezpłodnością jest czymś dobrym. Główny bój toczy się o embriony niewykorzystane w terapii, a raczej o ich status prawny. Nie ma co się oszukiwać, ale wszystkim rodzicom mieszkającym w Polsce i marzącym o sztucznym zapłodnieniu, zależy na tym, by embrion pozostawał bezosobowym embrionem który ma jedynie "szanse, by zostać istotą ludzką". Okoniem staje im polskie prawo, które mówi o tym, że zarodek to jednak człowiek i kościół katolicki, który jemu wtóruje. Watykan jeszcze wygłasza swoją dezaprobatę względem samego zabiegu i wyłączenia prokreacji z mechanizmu poczęcia. Trudno powiedzieć jednak, kiedy tak naprawdę zaczyna się ludzka egzystencja. Czy pierwotny zlepek komórek można traktować w kategoriach on, ona. Wydaje się to logicznym wyjściem, po później już trudno byłoby znaleźć inny punkt mogący określić rozpoczęcie ludzkiego istnienia. Patrząc na to z teologicznego punktu widzenia - żaden człowiek nie umie określić, kiedy nowej istocie jest przypisywana dusza. Dlatego po raz kolejny jest logicznym przyjęcie początku wydarzeń za punkt decydujący. Jeśli od stanowiska władz kościelnych można się odciąć zwykłym podejściem ateistycznym, to polskie prawo tutaj determinuje wszystko. Co dalej?

Homo ex machina
Nawet, jeżeli doszlibyśmy do ładu z problemem "niechcianych" embrionów i czy to wybierając model włoski, gdzie nie tworzy się nadprogramowych embrionów, czy też utworzylibyśmy system adopcji potencjalnych dzieci, to pozostawałby problem samej produkcji. Zaraz po określeniu tego, czy mamy do czynienia z człowiekiem, czy też nie dochodzi głos o eugenice. Tak naprawdę tylko moralność lekarzy ogranicza to, czy płód będzie miał cechy zadane, czy też pokieruje się w rozwoju czystym prawdopodobieństwem i wypadkową cech obojga rodziców. Futurystyczne wizje idealnego społeczeństwa o modelowanym wyglądzie każdego osobnika biorą swoje korzenie właśnie w in vitro. Zapytacie co w tym złego? Przecież każdy chce mieć zdrowe i ładne dziecko. Pewnie! Tylko, że to już nie dobór naturalny tylko czysta nauka, a rola seksu zostaje spłycona tylko i wyłącznie do przyjemności pozbawionej mocy twórczej - bo po co skoro doktor zrobi to lepiej?

Określenie się po jednej ze stron jest trudne, można okazać zrozumienie wszystkim. Każdy zanim podejmie decyzję o wydawaniu pieniędzy i zabiegu w specjalistycznej klinice, powinien zadać sobie pytanie, czy to jest tego warte i jaki ma osobiście stosunek do tego. Rodzicielstwo jest czymś, czego oczekuje wielu ludzi, ale należy pamiętać, że nadal funkcjonuje adopcja. Dodatkowo problem nadprogramowych embrionów - teraz kwestia dwóch stanowisk. Skoro to jest jedyna szansa pozyskania własnego potomstwa, krwi z mojej krwi, to warto spróbować. Życie jest niepojęte, umiemy bardzo łatwo i na wiele finezyjnych sposobów je odbierać. A czy ktoś z nas potrafi sprawić, by kamień ożył?

Semko Bayer
(semko.bayer@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat