„Nagonka” – recenzja

Recenzja książki „Nagonka”.
„Paragrafy to nie fraszki, co je możesz interpretować, jak ci się żywnie podoba. Zabijasz, łamiesz prawo. Łamiesz prawo, wypadasz poza nawias ochrony prawnej. Tyle. Jesteś zbójem i będziesz traktowany po zbójecku.”

Nieustępliwy. Pyskaty arogant. Skuteczny jak diabli. Nie da się go nie lubić. To dobrze znany nam z „Łowcy”, „Sideł” i „Pokotu” komisarz Sikora. „Nagonka” jest czwartą częścią serii, w której Sikora gra pierwsze skrzypce.

W powieści dzieje się bardzo dużo. Sikora i Bielecki to duet doskonały w swych niedoskonałościach. Tym razem obaj panowie muszą zmierzyć się z traumą po swoich najbliższych. W wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę ginie Monika, ciężarna partnerka Sikory. Jego nowonarodzony syn walczy o życie w szpitalu. W tym samym czasie zostaje napadnięty i zamordowany były chłopak Michała Bieleckiego, Kuba. Podejrzenia padają na byłego partnera Kuby tzw. „Robsona”. Okazuje się on jednak fałszywym tropem, gdyż niedługo potem ginie mężczyzna narodowości romskiej, a policjanci, nie bez powodu, twierdzą, że te dwa zabójstwa są ze sobą powiązane. Jakby tego było mało, na murze żydowskiego cmentarza pojawiają się antysemickie napisy, a w internecie plotki, że za morderstwami dzieci stoją Żydzi. Jakby tego było mało po mieście grasuje młotkarz, który zabija i okrada staruszków. W międzyczasie poznajemy nijakiego Dominika Cieślaka, mordercę, antysemitę, rasistę i homofoba, który pomiędzy kolejnymi libacjami zastanawia się, jak oczyścić Polskę z „wszelkiej maści odmieńców”.

„Nagonka”, podobnie jak inne thrillery Kościelnego, nie jest typowym przedstawicielem swojego gatunku. Nie ma tu odkrywania przez czytelnika, kto jest mordercą; nie ma tu podrzucania fałszywych tropów. Morderca znany jest od samego początku; doskonale wiemy kim jest i co zamierza, a mimo wszystko, niejako samoistnie, gorączkowo, przerzucamy kolejne kartki książki i mocno kibicujemy policjantom, aby złapali zbója. Sama akcja prowadzona jest fenomenalnie. Uwielbiam styl Piotra Kościelnego, który choć balansuje na granicy dobrego smaku i wulgarności, nigdy nie jest przesadzony. Autor idealnie potrafi zrównoważyć składniki swojej powieści tak, aby była ona strawna i smaczna. Wulgarność, codzienny slang policjantów stoi w opozycji do języka, którym posługuje się narrator; humor ściera się w uczciwym pojedynku z powagą niektórych sytuacji, a rosnące napięcie jest skutecznie rozładowywane przez dialogi bohaterów. Były momenty, kiedy słyszałam trzask pękającego serca; a były i takie, przy których mało nie pękłam ze śmiechu. Komisarz Sikora jest niekwestionowanym mistrzem ripost i źródłem humoru. Chyba najbardziej rozbawiły mnie dwa momenty. Pierwszym z nich było przesłuchanie Robsona, gdy policjanci odkryli w jego domu korek analny z diodami led: „Powiesz mi, o co chodzi z tym korkiem? To tak jak na lotnisku oświetla się pas startowy? Ten, co cię popycha, ma wiedzieć, czy jest na ścieżce? Powiesz mi? Bo mnie to zaciekawiło.” Drugi, to gdy Sikora chciał się wstawić za Bieleckim i poszedł do Biura Spraw Wewnętrznych, aby pogadać z „najbardziej znienawidzonymi gliniarzami w komendzie”. Gdy wszedł, policjanci mocno uprzedzeni do naszego bohatera włączyli dyktafon, a on wypalił: „Mam wiedzę, kto wygra w najbliższym konkursie”. Gdy zaciekawieni policjanci, zapytali się o, jaki konkurs chodzi, Sikora wypalił: „Co roku jest organizowany konkurs na największego głąba w komendzie. I w tej edycji wy dwaj szliście eq aequo, ale komendant na finiszu was wyprzedził.”

Mnóstwo w tej książce smaków i smaczków; dużo opisów tego, jak policjanci (w imię dobra) naginają pewne przepisy, aby osiągnąć swój cel; wiele informacji o tym, jak działają służby (np. odpytywanie „ucholi” z miasta, nazywanie rysownika portretów pamięciowych „zaczarowanym ołówkiem”).

Powieść czytało mi się wyśmienicie; czas przy niej mijał niezauważalnie; chwilami żałowałam, że nie zostałam policjantką, a nauczycielką. Wiadomo jednak, że takich „Sikor” w rzeczywistym świecie jest jak na lekarstwo. Autor doskonale łączy ze sobą wiele wątków, których, miałam wrażenie, jest aż za dużo, nie umniejszając przy tym dynamiki fabuły. Bohaterowie – funkcjonariusze – są charakterni, zawzięci, ale niepozbawieni wad. Każdy z nich ma za sobą przejścia, ciężkie chwile; każdy ma jakieś wewnętrze rany i demony, którym musi stawiać czoła.

To, co chyba najbardziej uwierało mnie w tej powieści to schematyczność i stereotypowość w kreowaniu bohaterów – antagonistów. Zauważyłam już to w „Decyzji”, gdy autor przemocowca uczynił oczywiście alkoholikiem i bezrobotnym chamem żyjącym na zasiłku. Tu morderca jest prawicowym aktywistą, więc autor przyoblekł go w mnóstwo, moim zdaniem, krzywdzących stereotypów. Ja również identyfikuję się jako osoba prawicowa, konserwatywna, ale nie jestem ani samotna, ani zaślepiona ideologiami, ani niewykształcona. Nie bazuję na antagonizmach, bardzo dobrze orientuję się w historii, nie mam i nigdy nie miałam zamiaru oczyszczać świata. Mam wrażenie, że takiego toku myślenia jest w tej książce dużo. Ksiądz to pedofil, policjanci nieokrzesani, a mniejszości pokrzywdzone. Otóż świat jest dużo bardziej złożony panie Piotrze, a bazowanie na samych kalkach to obciach dla tak fantastycznego pisarza!

Mimo wszystko „Nagonka” to zdecydowanie udana powieść z pełnokrwistymi bohaterami, ze zgrabnie wplecionym wątkiem kryminalnym z zakończeniem dającym nadzieję na kolejną część serii, którą bardzo polubiłam. Polecam!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Piotr Kościelny, „Nagonka”, Skarpa Warszawska, Warszawa, 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat