„W ciemnym, mrocznym lesie” – recenzja

Recenzja książki „W ciemnym, mrocznym lesie”.
Przyjaźń na śmierć i życie.

Tegoroczne lato niezamierzenie upływa mi pod znakiem kryminałów/thrillerów. „W ciemnym, mrocznym lesie” Ruth Ware to szósty z kolei i już wiadomo, że nieostatni. Nieuniknienie rozpoczyna się więc proces zmęczenia materiału, czy raczej materiałem. Coraz więcej wątków miesza się albo wywołuje uczucie deja vu, ale zacznijmy od początku.

Główną bohaterką jest (Leo)nora Shaw, dwudziestokilkuletnia autorka powieści z dreszczykiem, zadowolona ze swojego ustabilizowanego, choć może nieco nudnego życia. Pewnego dnia, podczas przeglądania emaili, trafia na wiadomość w sprawie wieczoru panieńskiego Clare, czyli kobiety, która dziesięć lat wcześniej była jej najlepszą przyjaciółką. Potem jednak ich drogi się rozeszły i żadna ze stron nie próbowała odnowić kontaktu. Skąd więc to nagłe zaproszenie i natarczywe wiadomości na temat potwierdzenia przybycia ze strony druhny? Pakt typu „jeśli ty jedziesz, to ja też” z koleżanką Niną sprawia, że Nora postanawia zaakceptować prośbę i jedzie na północ, aby tam spędzić z kilkoma obcymi sobie osobami weekend panieński.

Już na wstępie miejsce akcji aż za bardzo przypominało mi futurystyczną chatkę z „Nikt, tylko my” Laure Van Rensburg. Szklane ściany, zza których widać tylko mroczny las, dźwięki niewiadomego pochodzenia, śnieg, który wkrótce pokryje się śladami krwi i izolacja przestrzenna miały nam zapewnić równie klaustrofobiczne, co teatralne tło wydarzeń. Problem w tym, że postaci, z którymi mieliśmy spędzić czas, z wyjątkiem nadopiekuńczej matki, zachowywali się jak świeżo wyrwani z domu nastolatkowie. Poza tym trudno było oprzeć się wrażeniu, że autorka aż na siłę zrobiła z połowy postaci LGBT, a Nora miała beznadziejny gust, jeśli chodzi o przyjaciół. Praktycznie każda uwaga, czy raczej złośliwość, padająca z ust Niny doprowadzała mnie do szewskiej pasji – ta kobieta nie oddychała powietrzem, ona wysysała energię z współrozmówców (i czytelnika).

Jeśli miałabym wybrać najbardziej udaną część „In a dark, dark wood”, powiedziałabym, że jest nią początek z dwiema intrygującymi futurospekcjami z lasu i szpitala (deja vu z „Nadii” Elisabeth Norebäck). Dzięki nim nasza ciekawość na temat tego, co czego dojdzie, znacząco wzrasta, jednak w ostatecznym rozrachunku nie zostaje w 100% zaspokojona. Element kryminalny zostaje wprowadzony mniej więcej w połowie książki, jednak w żadnym momencie nie przytłacza obyczajowych ram. Napięcie utrzymuje się do pewnego momentu, ale z czasem po prostu chcemy już tylko poznać sprawcę i pożegnać tych ludzi.

Mimo iż chronologicznie „W ciemnym, mrocznym lesie” wyszło w Polsce jako piąta z kolei pozycja w dorobku Ruth Ware, w Wielkiej Brytanii był to jej gatunkowy debiut. W związku z tym nie dziwi fakt, iż autorka nie do końca potrafiła utrzymać tempo i uwagę odbiorcy. Styl jest całkiem niezły, chociaż niektóre opisy można było sobie darować, za to okładka była i pozostaje genialna w swej prostocie.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Ruth Ware, „W ciemnym, mrocznym lesie”, Wydawnictwo Czwarta Strona, Poznań, 2022r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat